17-10-2003
...I wish you knew your music was to stay forever... Dość późno zabieram się za składanie tych słów... Od bydgoskiego koncertu magicznej spółki spod znaku The GATHERING, minęło już dość sporo czasu... Myślałem, że dystans ten pozwoli mi spojrzeć trzeźwym okiem na coś, co wtedy pozwoliło odpływać w refleksjach... że to tylko wrażenie danej chwili... fascynacja spotkaniem... Dziwne... lecz po tym czasie nadal pełen jestem jak najlepszego zdania na temat świetności owego wydarzenia - ale może wrócimy do 3 marca 2001 roku - Bydgoszcz - Filharmonia Pomorska... Już od południa można było spotkać na ulicach ludzi, którzy wyraźnie próbowali znaleźć drogę do Filharmonii. Przyjechali do Bydgoszczy na trzecie i zarazem ostatnie spotkanie w ramach polskiego odcinka trasy promującej album "If_then_else"...
Jeszcze kilka tygodni temu, niektórzy powątpiewali w możliwość realizacji tego występu - jak zwykle w takich przypadkach do głosu dochodzą stare przyzwyczajenia, przywołujące czasy, kiedy o tego rodzaju koncertach w naszym mieście... kraju... mogliśmy sobie jedynie pomarzyć... Ostatecznie konkretne daty w internecie... pismach muzycznych oraz pojawiające się powoli plakaty z nazwą "The Gathering", bez reszty rozwiały wszelkie wątpliwości... Po godz. 16.00 można było zauważyć wzmożony ruch pieszych w okolicach ul. Słowackiego... Około 17.00 tłumek przed Filharmonią był już wyraźnie gęsty... Gorączka oczekiwania rosła a niebo od czasu do czasu zsyłało na zebranych krople chłodnego deszczu... Krótko przed 18.00, progi bydgoskiej Filharmonii przekraczali już tylko spóźnialscy... Jeszcze tylko krótka wizyta w ogonku do szatni i już można było znaleźć się na widowni falującej i brzęczącej podekscytowanymi głosami chętnych obcowania z pięcio ramienną gwiazdą holenderskiej sceny rocka gotyckiego... Byli i tacy, których do tego dostojnego gmachu przyciągnęły legendy dotyczące wdzięku i niepodważalnej charyzmy Anneke van Giersbergen... Początkujący w temacie koncertów gwiazd, dziwili się, gdy wskazówki ich chronometrów minęły 18.00 przy zapalonych światłach... Dla innych taka sytuacja nie była niczym nowym - na gwiazdy po prostu się czeka... ! Wkrótce jednak dało się słyszeć monotonne lecz zarazem tajemnicze intro... światła przygasły a setki gardeł przywitały wyłaniające się z ciemności postacie muzyków... Po chwili śledzona osobnym punktem świetlnym pojawiła się także Anneke...- Inna niż na okładce albumu "If_then_else"... Blond włosy zaczesane za uszy... Karminowe usta... jasna koszulka podkreślająca zgrabną sylwetkę... szerokie spodnie... piękny uśmiech... maximum uroku...
Już pierwsze słowa utworu "Rollercoaster" porwały nasze dusze do lotu... Czyż mogło być inaczej...?! W sercu pojawiaja się motyle... Rozpoczął się magiczny trans potęgowany wibracją wspaniałych dźwięków - Frank Boeijen... bracia Rene i Hans Rutten oraz Hugo Prinsen Geerligs, rozsnuwają jedwabne połacie dźwięków, na tle których gesty i głos charyzmatycznej Anneke, są niczym syreni śpiew wabiący onegdaj Odyseusza... Czary snują się nad widownią poddając nasze emocje swoistej próbie... Już przed koncertem wiedziałem, że jego program będzie inny niż poprzednie z tej trasy... Bardziej stonowany.. współgrający z dostojnością obiektu, w którym dane nam było przeżywać to niecodzienne wydarzenie... Tak zatem nastrój budował się za każdym następnym utworem... "Colorado Incident" oraz "Analog Park" - melancholijne lecz jakże piękne... Być może trochę zbyt głośne... Prawdopodobnie akustyk nie wziął poprawki na wypełnioną salę... Uważne oczy śledzą Anneke, której wokalizy, mimika jak i delikatnie podkreślane wdzięki, odwracają uwagę od reszty zespołu... A przecież nie można tu pominąć nikogo - wszyscy reprezentują sobą bardzo wysoką klasę... "Amity" - kolejna perełka z albumu "If_then_else" - Anneke próbuje wykorzystać wzrastającą dynamikę utworu, by podnieść z miejsc statyczną do tej pory publiczność - Na próżno... Powaga obiektu Filharmonii skutecznie mrozi zebranych Ci jednak nie szczędzą braw dla zespołu... - No to sobie posiedzimy - mówi Anneke w stronę widowni... Po koncercie dowiedziałem się, że i sami muzycy byli spięci atmosferą tego dostojnego obiektu... To niestety cena, którą trzeba zapłacić za akustykę sali, uważaną pod tym względem za jedną z najlepszych na świecie... Tymczasem muzycy sięgają po wspomnienia poprzednich produkcji The Gathering...
...All I want Is to be where You are Wisdom will nurse You...
- kilka słów przywołujących w pamięci album "How to measure a planet?"... Nostalgiczna wokaliza i wzrastająca powoli dynamika, powodują wzrost napięcia w powietrzu...
...I rinse my face In water My breath runs out In the waves...
Ostatnie z tych słów powodują eksplozję dźwięków... Oczy widzów mimo woli kierują się na skromnego Rene, Od początku koncertu wydeptującego swój dyżurny metr kwadratowy powierzchni sceny...
Na tle iskrzącego brzmienia zespołu, Rene rozpoczyna swój popis gry na przedziwnym urządzeniu, choć właściwiej byłoby użyć słowa - instrumencie... Wydobywał z niego dźwięk, poprzez zakłócanie fal bądź pola magnetycznego generowanego przez szklaną antenkę, bądź pręt reagujący na odległość i ustawienie dłoni Rene... We wkładce do macierzystej płyty owo urządzenie nosi nazwę "theremin"... Coś niesamowitego...! Na marginesie - bardzo dobrze, że współczesne zespoły sięgają po tego rodzaju niekonwencjonalne rozwiązania, by nadać swoim kompozycjom jeszcze bardziej nieziemski charakter... Dziwna maszyna... - Podobnie jak wizytówka albumu "Mandylion" - "Strange Machines", która niespodziewanie wyrwała mnie z refleksji nad cudami współczesnej techniki dźwiękowej... Mimo woli spoglądam na Rene, oczekując po nim kolejnych niespodzianek... To istotnie skromny, choć niezwykle inteligentny gitarzysta... Przy okazji zaczynam przypatrywać się reszcie... Kilka chwil wystarczy, by przekonać się, jak poważnie podchodzą do swoich ról - ich instrumenty nie mają przed nimi tajemnic... Każdy dźwięk jest przemyślany, ma swoje miejsce w strukturze owego nastroju... Złośliwi twierdzą, że takie podejście pozbawia muzykę spontaniczności... Jednakże, czy jest ona pożądana, gdy ma się do czynienia z czymś w rodzaju rockowej poezji...?! Nie czekam na odpowiedź, gdyż aplauz widowni wita utwór "Shrink"... Czekałem na cokolwiek z płyty "Nighttime Birds"... Przydałoby się trochę zieleni i drzewko z okładki tego albumu... Dłonie Anneke tańczą splecione... spojrzenie uwodzi a głos rodzi w sercu roje motyli...
Doprawdy miło jest obserwować reakcje zebranych na widowni... Widzę dziewczynę powtarzającą za Anneke każde słowo tekstu - dla niektórych to prawdziwa poezja... Niektórzy zatopieni w śmiertelnej powadze... inni zaś siedząc nie mogą powstrzymać się przed eksponowaniem swojego "headbang"... W takim nastroju wracamy na krótko do programu najnowszej płyty... "Herbal Movement" zalewa nas ciepłą falą transu... czas już dawno przestał mieć dla mnie znaczenie... Nagle przez widownię przepływa dreszcz ożywienia, gdy ze sceny dobiegać zaczynają pierwsze dźwięki "Nighttime Birds" - to jedna z najpopularniejszych i zarazem najpiękniejszych kompozycji w repertuarze The Gathering... Gitara płacze pod palcami Rene - przytłumione światło podkreśla melancholię utworu... To niesamowite - wydawałoby się, że zespół pozbawiony teatralnej otoczki, nie jest w stanie angażować widza... Tymczasem występ Holendrów wciąga coraz głębiej i głębiej...
...And apart from the wrong words A totrured cry is making me see
Jakże smutne a zarazem piękne są słowa "Marooned" - jednej z najpiękniejszych pereł w kolekcji albumu "How to measure a planet?" - właśnie z tej płyty jak i najnowszego dzieła The Gathering, dane jest nam słyszeć tego wieczoru najwięcej... Chciałoby się zamknąć oczy, by zapamiętać te chwile na długo... jednocześnie jednak wzrok pożera każdy szczegół owego muzycznego spektaklu...
That You don't see me 'cause I don't have much to say...
Muzycy tworzą dźwiękowe przestrzenie, na tle których mimika i gesty Anneke prezentują się niezwykle wizualnie. Nikt z widowni nie ma odwagi zakłócić owego teatrum, zanim umilkną ostatnie dźwięki... Burza oklasków budzi zastygłych w transie... Mimo statycznej postawy publiczności, zespół wie, że jest bardzo czujnie odbierany... Gest dłoni Anneke przywraca spokój i przygotowuje widownię do wysłuchania dwóch kompozycji z płyty "If_then_else"... "Saturnine" oraz "Bad Movie Scene" wieńczą występ zespołu The Gathering...
"Dziękuję i dobranoc" wypowiedziane na tle aplauzu przez najpiękniejszą część holenderskiego bandu, wprawia publiczność w stan osłupienia... Gdy zespół znika z estrady Filharmonii Pomorskiej, cała widownia wstaje z miejsc i głośno przywołuje muzyków... Taki stan trwa kilka minut, w czasie których nikt nie szczędzi gardła i dłoni... Nie pojawia się żaden z "technicznych", zatem z pewnością dojdzie do bisów... Istotnie - po kilku minutach gromkich oklasków i nawoływania, na scenie pojawia się Hans Rutten... Kilka słów podziękowania za ciepłe(?)przyjęcie, po czym Hans zaczyna przedstawiać pojawiających się kolejno za nim bohaterów tego wspaniałego wieczoru... Każde z nazwisk wita żywa reakcja - kiedy na scenę wychodzi ponownie Anneke Van Giersbergen, nikt już nie ukrywał swojej sympatii wobec niej... Na swoich miejscach pozostają już tylko nieliczni - inni stojąc dziękują grupie za powrót... Wysokość temperatury koncertowej wzrasta do parametrów bliskich "czerwonej kreski" - w takiej atmosferze gmach Filharmonii wypełnia się dźwiękami kompozycji "Red is a slow colour"... ...The picture on the wall is chaotic I don't want to look at it But when I do I cannot speak because of The confusion in my head...- pierwszy z bisów powraca do programu albumu "How to measure a planet?" - tak już będzie do końca... Większość widowni kołysze się razem z Anneke - tak powinien wyglądać ten koncert od początku...
Więź publiczności z zespołem umacnia się dopiero teraz... Wiem, że nie potrwa to już długo, zatem staram się jak najlepiej wykorzystać możliwość obcowania z tą wspaniałą grupą... Ta zaś zabiera nas w kolejną podróż... ...I wish I knew You Your fit of insanity makes me sad...Publiczność wita "Travel" z nieukrywaną radością - wiadomo... to dość długa kompozycja pełna zmian ekspresji... budowana trochę symfonicznie... pełna melancholii choć tak gorąco podsycona sympatią publiczności... ...I wish You knew Your music was to stay forever And I hope... ...I have no clue If You know how much it matters And I hope...Brzmienie wygasa, choć i my chcielibyśmy, by muzyka The Gathering została... Zapominamy, że to już bis, lecz zespół ponownie kłania się publiczności i opuszcza scenę... To nie może się tak skończyć - jeszcze nie teraz...! Choćby jeszcze jeden utwór, jeszcze jeden bis - Jak skończyć występ, który właśnie nabrał takich rumieńców...?! Głośny krzyk setek gardeł ponownie wita grupę na scenie...Wiemy, że to już ostatnie wejście - muzycy uśmiechnięci... chyba szczęśliwi... Później przyznali, że występ w Filharmonii Pomorskiej był dla nich na swój sposób "szczególny". Im również udzieliła się atmosfera owego obiektu, spinająca najbardziej odpornych artystów. Jednakże szczególna akustyka jak i wyjątkowość tej sali, stanowiła dla zespołu dość swoiste wyzwanie ...I trust the speed Until I have noneed To run anymore Miles and miles i run..."Probably built in the fifties" - wielu dałoby sporo, by kompozycja ta trwała jak najdłużej... Widzę coraz więcej osób śpiewających wraz z Anneke... Choć słowa uznania należą się wszystkim - bez wyjątku - muzykom, właśnie Anneke zebrała tego wieczoru najwięcej wyrazów sympatii... Była wspaniała! Z wdziękiem prezentowała teksty, podkreślała gestami wielowymiarowość muzyki The Gathering... ...I hear my feet And I hear myself breathe Heavily...To już nie tylko koncert - to wymiana fascynacji muzycznych pomiędzy twórcami i odbiorcami... To rock podniesiony do poziomu sztuki... Poezja słów i brzmień... lekcja dla tych, którzy gatunek ten postrzegają przez pryzmat obdartych, niedouczonych szarpidrutów... Ponad godzina pokazu skromności ze strony "gwiazdy"... Perfekcja i uczciwe podejście do słuchacza - od początku do końca występu... Kontakt z silnymi osobowościami artystycznymi, których klasy niejedna z naszych grup mogłaby im jedynie pozazdrościć... Wielki dar łączenia wody z ogniem... wdzięku i delikatności z ekspresją gotyckich aranżacji...
Wszystko to stało się miłym wspomnieniem, gdy owacje na stojąco żegnały zespół w głębokim ukłonie... a otwarte drzwi zapraszały zebranych do wyjścia... Gmach Filharmonii Pomorskiej jeszcze długo rozbrzmiewał szmerem komentarzy i refleksji... Niektórzy nie spodziewali się tak dobrego występu - Inni znakomitą jakość koncertu, szybko wytłumaczyli sobie domniemanym playbackiem... No cóż...?! - Jeszcze się taki nie narodził.... W moim odczuciu dodało to tylko smaku wrażeniom, jakie wśród setek przybyłych tego wieczoru do bydgoskiej Filharmonii, dane mi było przeżyć...!
Szczególne podziękowania należą się wszystkim, którzy umożliwili nam żywy kontakt z muzyką zespołu The Gathering... Dziękuję zwłaszcza Januszowi Korbińskiemu - szefowi Agencji Promocyjnej "Kuźnia", za podtrzymywanie bydgoskiej tradycji spotkań z gwiazdami muzyki rockowej... za umieszczenie Bydgoszczy na mapie najważniejszych wydarzeń rockowych w Polsce... Dziękuję Dagmarze Szyndler z Metal Mind Production za zaangażowanie w trasę jak i pomoc w zredagowaniu powyższych refleksji...
Adam Droździk.
|