PiK: Czym dla Ciebie jest Smooth Jazz?
Chuck Loeb: Smooth Jazz wziął się z gatunku muzyki, zwanego fusion lub jazzem współczesnym. Moja definicja smooth jazzu zmierza do kombinacji jazzowego improwizowania z muzyka pop i R&B, zarówno jeśli idzie o komponowanie, jak i o produkcję.
Osobiście nie przywiązuję wagi do etykietki: smooth jazz. Ważniejsze jest, że to po prostu dobra muzyka, zgrabne piosenki, które - mam nadzieję - wprawiają ludzi w dobry nastrój i czynią ich lepszymi.
Co sprawiło, że zacząłeś grac smooth jazz?
Od samego początku byłem jazzowym gitarzystą. Z drugiej strony od zawsze pozostawałem pod wpływem popu: The Beatles, Rolling Stones, Jimi Hendrix, James Taylor, Stevie Wonder. Fascynowała mnie też muzyka Milesa Davisa, Johna Coltrane'a, Billa Evansa, Herbie Hancocka i im podobnych. Te fascynacje wykreowały sposób i styl moich kompozycji, zwany smooth jazzem. Moje piosenki są w gruncie rzeczy popowe, ale improwizacja - jazzowa.
Grasz, żeby ludzi bawić, czy w Twojej muzyce kryje się dodatkowe przesłanie?
Obie sprawy idą w parze. Grając, automatycznie myślę o tym, że wszystko co robimy ma także uczynić świat troszkę lepszym. Oczywiście gram też dla siebie, ale towarzyszy mi świadomość, że muzyka jest świetnym nośnikiem uczuć, takich jak miłość, pokój i pozytywne nastawienie ludzi do siebie.
Moje granie powinno być pozytywnym doświadczeniem dla obu stron głośnika: Słuchacza i Muzyka.
Jest jakiś specyficzny związek między Twoją muzyką, a filozofią życia, jaką reprezentujesz...
Oczywiście. Myślę, że każdy muzyk, niezależnie od tego, czy jest wykonawcą czy kompozytorem ukazuje w muzyce siebie. Muzyka musi być odbiciem Twojego charakteru, osobowości, musi powiedzieć kim jesteś. Weźmy na przykład fortepian: jeżeli dwaj ludzie usiądą do instrumentu po sobie, to z faktu, że każdy z nich uderzył w klawisze jeszcze nic nie wynika. le z wydobytego dźwięku – wynika wiele.
Posłuchajmy Eltona Johna i Chicka Coreę. Albo Duke’a Ellingtona i Herbie Hancocka. Każdy gra inaczej, bo tak każde mu jego dusza, osobowość. Ze mną jest podobnie. Wkładam całą duszę w grę na gitarze, we frazy, improwizacje, komponowanie i wykonanie. Dla mnie otoczenie, to jaki jest świat, a jakiego świata oczekuję ma ogromny wpływ na moje kompozycje.
Nowy Jork wydaje się miejscem magicznym do grania i słuchania smooth jazzu. Dlaczego?
Cóż... Jak doskonale wiesz, Nowy Jork jest w ogóle jakimś magnesem dla ludzi, z pewnością zaś stanowi dla wielu centrum kulturalne, dlatego do tego właśnie miasta tak ciągną z całego świata, z całej Ameryki. Sądzę też, że tak Nowy Jork, jak i Los Angeles skupiają smooth jazzowych muzyków z najwyższej półki. Całe życie jestem związany z Nowym Jorkiem. Tu się wychowywałem, dorastałem. No i miałem ogromne szczęście oraz możliwość spotkania znakomitych muzyków, najpierw jako uczeń, a potem - dojrzały gitarzysta.
Oboje z Carmen bierzecie udział w nagraniach innych znakomitych artystów smooth jazzowych, jak np. Michael Franks, Bob James, Jay Beckenstein i Spyro Gyra. Mam wrażenia, że wykonawcy smooth jazzu to jedna wielka rodzina, której członkowie bardzo się wspierają. Czy w istocie tak jest? Czy np. spędzacie wspólnie wakacje lub święta?
Owszem. Z pewnością na stopie zawodowej jesteśmy bardzo ze sobą związani i sobie pomagamy. W smooth jazzowej rodzinie jedni drugim pomagają w nagraniu lub wyprodukowaniu albumu. Podobnie jest w sensie emocjonalnym. Jesteśmy przecież ludźmi, którzy czują i grają muzykę w podobny sposób. To nadaje sens naszej ścisłej współpracy. Przyjaźń między niektórymi artystami rozciąga się też na życie prywatne. Moim wielkim przyjacielem jest Michael Franks, z którym znam się od bardzo wielu lat. Podobnie muzycy zespołu Spyro Gyra. Tak jak ja, grupa jest związana z Nowym Jorkiem, zatem często zdarzają mi się telefoniczne pogawędki z Jayem Beckensteinem. Z kolei w ulubionym klubie spotykam Julio Fernandeza i Joela Roselblatta. Czujemy się jak rodzina.
Jak możesz opisać swój ostatni album "All There Is" ?
Tak trudno jest opisywać muzykę... Chyba najlepiej byłoby powiedzieć, że to płyta "organiczna" (co po polsku zapewne znaczy, że album jest bardziej pozytywistyczny, niż romantyczny - przyp. red.). Jego charakter wypływa z wielu lat mojego grania. Mojego i muzyków, z którymi współpracuję. Niektórzy są ze mną już 16 lat, a nawet dłużej. W zespole grają: Ron Jenkins na basie, Michael Ricchiuti na instrumentach klawiszowych i Brian Dunne na perkusji. Rozumiemy się doskonale, bo wiele razem koncertowaliśmy. Zespół dopracował się swoistego brzmienia i ta myśl zawiodła mnie do nagrania płyty "All There Is". Wniosek z tego, że album "organiczny" prezentuje nasze możliwości i umiejętności.
A Twój ulubiony fragment z "All There Is" to...
"Golden Heart" i nawet nie muszę się zastanawiać nad wyborem.
Dokonujesz wyboru interesujących piosenek na covery. Masz w repertuarze m.in. "Rock with You" śpiewaną swego czasu przez Michaela Jacksona, "Vincent" Dona McCleana czy "On & On / Fire" Stevena Bishopa i Bruce'a Springsteena. Wychodzi z tego swoista mieszanka stylów, kompozytorów i wykonawców. Czy jest jakiś klucz, według którego dokonujesz selekcji, czy jest to wynik impulsu: O! Tę piosenkę warto nagrać!
Z reguły to ostatnie. Wspominałem już, że wychowałem się na muzyce pop i jestem fanem gatunku. Podoba mi się wiele piosenek. Kiedy nagrywam lub planuję nagranie płyty, coś wpadnie mi w ucho i... już. Mówię sobie: Ale ładna piosenka! Albo: Zawsze lubiłem ten utwór! Zdarza się tak kiedy np. jadę samochodem i słucham radia, a czasem kiedy oglądam TV. Kiedyś jechałem samochodem w długą trasę i usłyszałem kompozycję Stevena Bishopa "On & On". Po przyjeździe do domu wziąłem gitarę i zacząłem grać. Wtedy zdałem sobie sprawę, że "On & On" świetnie zgrywa się z "Fire" - przebojem Bruce'a Springsteena. I tak z dwóch piosenek powstała jedna!(śmiech)
Opowiedz, jak powstała piosenka "Listen". Dla mnie to jedna z najpiękniejszych smooth jazzowych kompozycji...
Myślę, że jeżeli masz dość szczęścia, piosenki piszą się same. Powstają spontanicznie, po prostu stają się i już. To wspaniała rzecz czuć, jak nuty płyną przez palce z powietrza, z góry, od samego Boga... Tak było w przypadku"Listen". Muzyka napisała się sama, nosiłem ją w głowie, ba - wiedziałem nawet, że nazwę ją "Listen" czyli"Posłuchaj". Nie miałem jeszcze słów. Najpierw zwróciłem się z prośbą do Michaela Franksa; wtedy byłem producentem jego albumu "Barefoot on the Beach". Niestety - był bardzo zajęty. Musiałem poradzić sobie sam. Poprosiłem o pomoc Carmen. Moja żona okazała się nieoceniona, bo przy jej pomocy słowa do "Listen" powstały równie szybko, jak muzyka.
I tak narodziła się przepiękna smooth jazzowa ballada...
Miło mi to słyszeć. Dziękuję.
Im dłużej żyjesz, tym bardziej kochasz. Chuck, opowiedz love story Chucka i Carmen.
(śmiech) OK. W gruncie rzeczy to dobra historia. Spotkałem Stana Getza, który zaprosił mnie do wspólnego grania. Zostałem gitarzystą w jego zespole. Nasza trasa trwała około 2 lat. Stan był bardzo zapracowanym artystą, pracował dosłownie wszędzie, także w Europie: Włochy, Norwegia, Finlandia, Szwecja oraz Polska. Aż znaleźliśmy się w Hiszpanii. Przez trzy wieczory graliśmy w pewnym klubie w Madrycie. Carmen przyszła zobaczyć słynny zespół Stana Getza. Prawdę mówiąc, trochę się spóźniła, bo kiedy weszła na salę myśmy właśnie kończyli grać. Podeszła do nas zapytać, czy będzie jeszcze koncert. Okazało się, że zagramy w następny wieczór. Porozmawialiśmy kilka minut. Następnego wieczora pojawiła się ponownie. I znów porozmawialiśmy. I tak od słowa do słowa... Krótko mówiąc, w kilka dni byliśmy w sobie zakochani po uszy, a pół roku później - byliśmy małżeństwem. Carmen przeniosła się ze mną do Nowego Jorku. Stan Getz był drużbą na weselu! I tak narodził się błyskawiczny, międzynarodowy romans.
...Coś w rodzaju miłości od pierwszego wejrzenia.
O tak!!!.
Spoglądasz czasem w niebo? Jak się czujesz pod gwiazdami?
Bardzo często patrzę w gwiazdy. Patrzę i rozmyślam... o miejscu, w którym żyjemy, o Wszechświecie, o tym jaki wpływ mają te wszystkie rzeczy na nasze życie. Każdy ma własną perspektywę postrzegania świata, ale warto patrzeć w gwiazdy i nabierać świadomości jakie to wszystko jest ogromne, a zatem - jacy mali jesteśmy tu - na Ziemi.
Gdybyś mógł polecieć w kosmos, co chciałbyś zobaczyć, gdzie chciałbyś się udać?
Spodziewam się, że najbardziej interesujące byłoby spojrzenie na Ziemię z zewnątrz, z góry. Z pewnością byłoby to dla mnie niesamowite doznanie. Już same fotografie z orbity robią na mnie spore wrażenie.
Czy w Niebie grają smooth jazz?
(śmiech) Myślę, że najlepsze kawałki z pewnością. O ile smooth jazz odniósł prawdziwy sukces w Niebiosach, jak sądzę... (śmiech)
|