MIŁE i MIŁOSNE: Kiedy 25 lat temu stworzyłeś Incognito, czy liczyłeś na tak duży sukces?
INCOGNITO: Absolutnie. Niczego nie oczekuję z góry. Mój dziadek zawsze mówił: niczego nie oczekuj, ale sam dawaj z siebie co najlepsze, a przy odrobinie szczęścia spotka Cię wiele dobrego.
MiM: Pozostańmy przy latach 70. W swoich relacjach wspominasz pewnego człowieka – muzyka, projektanta mieszkającego przy Portobello Road w Londynie. Podobno od niego zaczęła się historia INCOGNITO. Czy to jedyna prawdziwa wersja narodzin grupy?
INC: Ależ nie. Jest wiele wydarzeń wiążących się z początkami Incognito. Ale człowiek ów był siłą sprawczą, która skierowała mnie na słuchanie muzyki, którą obecnie gramy.
Ja, mój szwagier oraz dwaj kuzyni bardzo chcieliśmy grać i słuchaliśmy różnych dźwięków.
Zwłaszcza kuzyni słuchali czego popadnie: Led Zeppelin, Emerson, Lake & Palmer, holenderskiej gupy Focus czy Cata Stevensa.
A gospodarz z Portobello Road namówił mnie do słuchania funku, wprowadził mnie w brzmienie filadelfijskiej MFSB ORCHESTRA, wiesz - czarna muzyka jazz i soul...
MiM: A co Ci przypomina nazwa LIGHT OF THE WORLD?
INC: Zanim powstało INCOGNITO, grałem w tym zespole. Z pewnością wywarło to na mnie ogromny wpływ. Byliśmy młodzi, wzorowaliśmy się na modnym brzmieniu z Filadelfii, uprawialiśmy funk. Amerykańskie wpływy okazały się bardzo silne także później, po przemianie zespołu w INCOGNITO, ale jest pewna różnica.
Zespół LIGHT OF THE WORLD był grupą młodych wilków - ludzi, którzy chcieli konkurować z innymi, zaś INCOGNITO to dojrzała formacja skupiająca muzyków z różnych stron i różnych zespołów.
Tu nie chodzi o wyścigi, a o radowanie się wspólnym graniem.
MiM: Pod hasłem INCOGNITO kryje się nie tylko muzyka. To także pewien styl, pewna filozofia życia...
INC: Kiedy założyłem INCOGNITO od razu zdawałem sobie sprawę, że mam coś do powiedzenia światu.
Nie wystarczy mieć głosu. Ważniejszą rzeczą jest w jaki sposób i w jakim celu wykorzystasz swoje pięć minut na scenie.
Kiedy twój czas przeminie, co powiesz swoim dzieciom? Zdobyłem 25 Złotych Płyt!? Zdobyłem Grammy!? Patrzcie czego się dorobiłem!?
Oczywiście przyjemnie mieć świadomość posiadania nagród i korzystania z zarobionych pieniędzy, ale ja traktuję to jako pewien bonus do rzeczy naprawdę ważnych. Nie szukam świecidełek.
Szukam prawdy i szczerości.
Mam dzieciaki i chcę zostawić im lepszy świat od tego, który zastałem.
Moje przesłanie brzmi: używaj rozumu, bądź szczery, graj prawdę.
Muzyka jest w moich rękach narzędziem do komunikowania światu pozytywnej energii, która łączy ludzi.
W INCOGNITO nie tylko chodzi o muzykę. Ze sceny namawiam ludzi do otwarcia umysłów, np. mówię żeby obejrzeli osławiony film "FAHRENHEIT 9/11", żeby przekonali się czy zmusi nas do refleksji, wyzwoli emocje, sprawi że zrobimy coś dobrego.
Wierzę, że tkwi w nas siła zdolna do globalnych pozytywnych zmian, zdolna zatrzymać koła światowego chaosu, który nas otacza.
MiM: Pomówmy o najnowszej płycie INCOGNITO "Adventures in Black Sunshine". "Czarne Słońce"? Cóż to znaczy?
INC: "Black Sunshine" jest rodzajem muzyki, który poznałem najwcześniej. Byłem małym chłopcem, mieszkałem na mojej rodzinnej wyspie Mauritius i słuchałem muzyki zwanej sega – taki afrykański rytm. Później – już jako młody człowiek zetknąłem się z soulem i jazzem.
Zrozumiałem, że całą tę muzykę łączy dobry nastrój, w jaki wprawiają cię dźwięki. Nieważne że na dworze pada śnieg – w środku, w twojej duszy świeci Słońce – "Czarne Słońce" prosto z Afryki.
Ta muzyka sprawia, że chcesz tańczyć, pozostawia trwały ślad pozytywnych wibracji w umyśle.
"Black Sunshine" jest zatem metaforą oznaczającą dobre samopoczucie.
Prosty przykład: ludzie w Anglii wychodzą rano z domów i nie mówią sobie "dzień dobry", ale wystarczy, że w pogodny poranek wzejdzie Słońce, oni zrzucają z siebie ciuchy, biorą T-Shirt, uprawiają jogging i pozdrawiają się bardzo chętnie.
Wołają: "Cześć" i "Dzień dobry"!
Muzyka "Black Sunshine" opuściła Afrykę, przemierzyła świat i znalazła swoje ujście w głosach STEVIE WONDERA, MARVINA GAYE, MINNIE RIPPERTON i wielu innych.
MiM: Powiedziałeś, że "Adventures in Black Sunshine" jest prawdopodobnie najlepszą płytą w 25-letniej historii grupy INCOGNITO. Dlaczego?
INC: Brzmi trochę jak zestaw greatest hits, z tą różnicą że jeszcze nie znasz tego zestawu.
Tajemnica polega na tym, że album brzmi bardzo znajomo. Możesz zagrać komuś kawałek i ten ktoś powie:
"Och, brzmi jak INCOGNITO! Poznaję doskonale ten styl!".
Płyta jest w całości inspirowana muzyką, którą graliśmy przez ćwierć wieku. Jeżeli nie możesz zainspirować siebie, któż dostarczy ci lepszej inspiracji?
MiM: Na listach przebojów umieściliście wiele hitów, jak “Always there” czy “Don’t you worry ‘bout a thing”. Czy traktujesz muzyczne rankingi serio czy z przymrużeniem oka?
INC: Przede wszystkim gram dla własnej przyjemności. A reszta zdarza się jako dodatek, pewien bonus... Z pewnością serio traktuję samą muzykę, ponieważ jest jak pokarm dla mej duszy.
Co innego z ciałem - czasami robimy coś wbrew zdrowiu, np. trujemy się papierosami, nie idziemy spać - a powinniśmy. A muzyka? Muzyka mi nie szkodzi (śmiech). Jest to nawet pewien rodzaj osobistego treningu, którego nigdy nie mam dość (śmiech).
MiM: Wspaniale. Na stronie internetowej zespołu przeczytałem: INCOGNITO nie ma stałego składu, INCOGNITO jest pomysłem człowieka, który nazywa się Jean Paul "Buley" Maunick.
Czy myślałeś kiedyś, aby zagrać z polskimi muzykami? Mamy doprawdy świetnych jazzmanów i jeszcze lepszą publiczność...
INC: Mogę grać z ludźmi na całym świecie. Jeżeli tylko nadarzy się okazja i pojawią się sprzyjające okoliczności - dlaczego nie? Grałem nawet z muzykami z Afryki Południowej... W tym roku wziąłem już udział w nagraniu 5 czy 6 płyt! Japonia, RPA, Brazylia, etc.
Naprawdę łatwo namówić mnie na wspólne nagrania lub występy. Wystarczy bilet na samolot, miejsce w hotelu, coś do jedzenia i... sympatyczny klimat.
Właśnie dlatego przyjechałem do Sopotu z koncertem INCOGNITO.
MiM: Przez ćwierć wieku zjechaliście chyba cały świat. Które miejsce, jaki kraj najlepiej nadaje się na odpoczynek?
INC: Mauritius. Moją ojczyzną jest wyspa pod palmami na Oceanie Indyjskim. Pochodzę z raju! Cóż dodać...?
foto: Piotr Tarasiewicz (ITC)
|