Z LIZZ WRIGHT dla słuchaczy "Muzyki Miłej i Miłosnej" rozmawia Piotr Majewski.
Miłe i Miłosne - Twój debiutancki album "Salt" to prawdziwa bomba. Wielkie Dzięki niebiosom za Twój głos, za muzykę! Mówią o Tobie, że jesteś najbardziej utalentowaną artystką jazzową ostatnich lat. Jak reagujesz na te rewelacje?
Lizz Wright - Tak naprawdę dopiero się uczę, zatem traktuję siebie w kategorii artystów początkujących. Dorobek, historia jazzu są tak bogate, stwarzają tak wiele możliwości wyrażenia, wyśpiewania siebie, że trzeba czasu aby to dobrze poznać. Chciałabym zostawić jakąś cząstkę siebie na jazzowym poletku, ale mam jeszcze wiele pracy przed sobą. Jestem wdzięczna muzykom z którymi pracuję za to, że dają mi tak wiele cennych wskazówek.
Miłe i Miłosne - Co się wydarzyło 11 lipca 2002 roku w Chicago?
Lizz Wright - Odbył się duży koncert poświęcony pamięci Billie Holiday. Na imprezie pojawiły się znakomitości, jak choćby trębacz Terrence Blanchard. Miałam przyjemność wystąpić w programie u boku jednego z moich ulubionych wokalistów - Jimmiego Scotta, w towarzystwie Olety Adams, Diane Reeves, Lou Rawlsa. Zaśpiewałam dwie piosenki. To było niesamowite, wspaniałe przeżycie.
Miłe i Miłosne - Słowem – znalazłaś się we właściwym miejscu i czasie...
Lizz Wright - Dokładnie.
Miłe i Miłosne - I tak narodziła się gwiazda...
Lizz Wright - Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje, dopóki nie usłyszałam burzy oklasków. Byłam taka zdenerwowana przed występem, ale moi mistrzowie, ludzie których płyt słuchałam od lat dodawali mi otuchy, byli bardzo mili. Przecież ja nigdy wcześniej nie występowałam przed orkiestrą! Doprawdy – to przeżycie było metafizyczne...
Miłe i Miłosne - Po raz pierwszy usłyszałem Cię na płycie Joe Sample’a - "The Pecan Tree". Jak Joe odkrył Twój talent?
Lizz Wright - Zawdzięczam to Tommy LiPumie. Tommy jest szefem wytwórni VERVE Records, jednak przede wszystkim znany jest jako genialny producent nagrań, m.in. Joe Sample’a. Obaj bardzo się przyjaźnią. Krótko po tym, jak podpisałam kontrakt z Verve, Tommy LiPuma przybył do Atlanty posłuchać mnie na żywo. Występowałam tam z własnym zespołem. Niemal natychmiast po wysłuchaniu mojego koncertu w stylu gospel Tommy stwierdził , że ten styl świetnie pasowałby do ostatniego projektu Joe Sample’a. Wkrótce poznaliśmy się i... wszystko poszło łatwo, bowiem Joe jest wspaniałym artystą i świetnie się z nim pracuje. Tak zaśpiewałam przebój "Fool’s Gold".
Miłe i Miłosne - Opowiedz o swoich wzorach, jazzowych inspiracjach.
Lizz Wright - Przede wszystkim muszę wyznać, że nie słuchałam jazzu zanim trafiłam do college’u. Czasem usłyszałam coś w radiu i to wszystko. Wyobraź sobie, że nie byłam choćby na jednym jazzowym koncercie! Nie miałam więc zielonego pojęcia kto jest kim, aż do czasu rozpoczęcia nauki w college’u. A wcale nie było to tak dawno temu ;) Pierwszą artystką, która wręcz powaliła mnie na kolana była Abbey Lincoln. Abby jest niezwykła; niezwykły jest też sposób w jaki wyśpiewuje swoje opowieści. To zdecydowanie wyróżnia ją spośród wielu.
Miłe i Miłosne - Twoja muzyka, Twój śpiew najczęściej porównywane są do Cassandry Wilson, Norah Jones, Anity Baker czy Olety Adams. Która z nich jest Ci najbliższa?
Lizz Wright - Muszę powiedzieć, że najwcześniej poznałam muzykę Olety Adams. Nagrała kiedyś płytę gospel i to mnie chwyciło. Na studiach słuchałam jej na okrągło. Na 2. miejscu byłaby chyba Cassandra Wilson. Uwielbiam jej styl, brzmienie – jest takie naturalne! To jest ten rodzaj śpiewu, który do mnie mocno przemawia.
Miłe i Miłosne - Traktujesz swoją muzykę jak otwartą księgę, z której każdy może zaczerpnąć nut i słów mądrości, by stać się lepszym człowiekiem...
Lizz Wright - O tak.
Miłe i Miłosne - A czego oczekujesz od ludzi, od świata?
Lizz Wright - Moja muzyka jest jak jedno z warzyw na straganie. Chcę przez to powiedzieć, że nie mam żadnych konkretnych oczekiwań wobec Słuchaczy. Jestem jaka jestem i tak długo, jak długo jestem ludzie mogą potraktować mnie według swego gustu. Raz mogą pokochać i sięgną po smaczne, zdrowe warzywo, a następnego dnia mogą odłożyć je na stragan.
Miłe i Miłosne - Och nie!
Lizz Wright - Ale warzywa zawsze będą świeże (śmiech). Tak jak moja muzyka zawsze będzie płynęła z głębi duszy. Ufam, że Bóg zaopiekuje się powodzeniem moich piosenek, ale nigdy nie wiadomo jak długo potrwa dobry czas. Tak czy inaczej - będę śpiewała dopóki starczy sił, nie zamierzam odpuścić (śmiech).
Miłe i Miłosne - To pytanie stawiam zawsze moim gościom: Jaka jest Twoja definicja smooth jazzu?
Lizz Wright - Zabawne... Smooth Jazz definiuję jako muzykę zawierającą w sobie wszystko to, co zawiera jazz i... jeszcze trochę więcej. Synkopowany rytm, specyficzna struktura, improwizacja stanowią istotę jazzu, zaś smooth jazz jest wynikiem odbicia jazzowych tradycji w dzisiejszych czasach, słowem – taka współczesna manipulacja jazzem. Z tego bierze się mieszanka stylów, połączenie starego z nowym – smooth jazz.
Miłe i Miłosne - Nowy Jork to magiczne miejsce do grania smooth jazzu. Ty także mieszkasz w Nowym Jorku, w Brooklynie. Co sprawia, że właśnie to miasto jest tak nasiąknięte zapachem smooth jazzowych nutek?
Lizz Wright - Nowy Jork jest wspaniałym miejscem dla każdego artysty. To miasto zrodziło się z wielu kultur. Weźmy na przykład Brooklyn. Tam gdzie mieszkam jest pełno ludzi pochodzących z Afryki. I choć nigdy nie byłam w Afryce, to po raz pierwszy poczułam jej klimat właśnie tu. Ludzie z Afryki zachodniej, południowej, także z zachodnich Indii. Każdy człowiek wnosi tu trochę swojego świata, kultury, myśli i dzięki temu Nowy Jork jest wręcz wypełniony wielokulturowością.
Wspaniałą rzeczą jest być poddanym temu światu. Przybywając z różnymi ludźmi uczysz się wielu rzeczy o sobie. Właśnie dlatego Nowy Jork to fantastyczne miejsce dla artystów.
|