17 października 2006 niebo było wyjątkowo przejrzyste. Po zachodzie Słońca, w ciemnym miejscu nad jeziorem Gopło ustawiliśmy teleskop z aparatem fotograficznym w nadziei uchwycenia niecodziennego gościa wśród gwiazd – komety SWAN. Emocje były ogromne, bowiem kometa była w okresie najlepszej widoczności, okazała się jaśniejsza od przewidywań, przede wszystkim zaś – raczkujący w astrofotografii autor miał po raz pierwszy w życiu zrobić zdjęcia komecie! Komety to całkiem wdzięczne obiekty do fotografowania; te najokazalsze mają wspaniałe warkocze - nierzadko barwne, a kolorami różniące się od kometarnej głowy. Są to jednak obiekty widoczne w postaci mglistych plamek (nie zaś świecących punktów, jak gwiazdy), wymagają więc długiego czasu naświetlania, a najlepiej – całej serii zdjęć, które po nałożeniu na siebie dają dopiero pożądany efekt. W przypadku komety SWAN suma ekspozycji wynosi 17 minut. Czułość naszego sprzętu nie pozwoliła wprawdzie na utrwalenie warkocza, za to głowę widać wyraźnie – tym bardziej, że od gwiazd odróżnia się wspaniałym seledynowym kolorem! Udało się także uchwycić ruch komety; na obrazie, który pokazuje gwiazdy jako punkty kometa jest lekko wydłużona – taki odcinek nieba pokonała w niecałą godzinę. Z kolei drugi obraz ilustruje ruch całej sfery niebieskiej (gwiazdy kreślą podłużne ślady), a kometa wydaje się być zatrzymana w kadrze.
Względem okolicznych gwiazd wyznaczyliśmy jasność obiektu na 6.3m, co oznacza że w idealnych warunkach jest osiągalny na granicy widoczności gołym okiem, przez lornetkę zaś widać go świetnie – nawet z rozświetlonego miasta. Uwagę zwraca jasna gwiazda w sąsiedztwie komety SWAN. To Seginus – doskonale widoczna gołym okiem w górnej części konstelacji Wolarza. 17 października doszło do bliskiego spotkania komety z gwiazdą Seginus; oba obiekty dzieliła odległość mniejsza od średnicy tarczy Księżyca w pełni. Ta koniunkcja była znacznym ułatwieniem w znalezieniu komety na niebie i skierowaniu na nią obiektywu.
W czasie wykonywania najdłuższej pojedynczej ekspozycji (5 minut) na zdjęciu utrwalił się słaby ślad przelatującego satelity, który celował dokładnie w głowę komety! To się nazywa szczęście debiutanta :)!