Piątek 2025.02.07 Imieniny: Ryszarda, Teodora Posłuchaj Radia PiK w Internecie
Jesteś w:   Audycje » Zwierzenia przy muzyce » Archiwum Pogoda: duże zachmurzenie temp. 16 °C ciśn. 992 hPa » 
Wyszukiwarka
Menu
Lista przebojów
notowanie: 1174
z dnia: 17-03-2013
1 Niebezpiecznie piękny świt
Plateau
2 Lili
Enej
3 When A Blind Man Cries
Metallica
 więcej

RSS

W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.

 
 





 
 

 


Archiwum
Małgorzata Tafil-Klawe
2005-07-11



Ryszard Jasiński.jpg

Co tydzień
- w nocy z poniedziałku na wtorek -
między północą a godziną 3.00,
jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...
z niecodziennymi gośćmi...
niecodziennymi tematami...
Po północy nadchodzi najlepsza pora na
zwierzenia przy muzyce...

W nocy z 11/12 lipca
gościem w studio Radia PiK
była:


MAŁGORZATA TAFIL-KLAWE

- prorektor elekt ds. bydgoskiego Collegium Medicum
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
w Toruniu.




Znak zodiaku:
Typowy skorpion
z jego wadami
i zaletami.

stan cywilny:
Zamężna. Mąż - Jacek - też z Collegium Medicum.
Mamy trzech wspaniałych synów: Filipa, Łukasza i Jakuba.
Po domu biegają dwa psy: Jeden, Cepruś, owczarek podhalański,
drugi Merdacz, wielorasowy.

Jest też papuga
rodzaju męskiego
Rumian.

hobby:
Moją wielką pasją jest malarstwo.
Niestety ostatnio mam na swoje hobby
coraz mniej czasu.

wady:
Mam ich sporo, ale żeby tak zaraz
publicznie o nich mówić...

Jestem uparta
jak skorpion.

zalety:
Trudno mówić o swoich zaletach.
Ja je w sobie widzę w zależności
od nastroju.

Dzisiaj nie widzę żadnej,
a wczoraj byłam
konsekwentna.

Może jutro też będę...



W domu
Urodziłam się w Siedlcach.
W naszym domu bardzo często rozbrzmiewała żywa muzyka.
Mój dziadek był organistą i wszystkie jego dzieci,
czyli mój ojciec i jego rodzeństwo - grały.

Odwiedzali nas także grający znajomi
i – nie zawsze do końca profesjonalnie – grali
różne gatunki muzyki.

To pewnie zabrzmi strasznie,
ale rzeczywiście od wczesnej młodości
chciałam być naukowcem

(trochę się tylko dyscypliny zmieniały,
zależnie od informacji, które do mnie docierały)


ale marzyłam też o występowaniu w cyrku
na linie i na trapezie.

Zresztą funkcja, którą za miesiąc podejmę na uczelni
jest porównywalnie niebezpieczna...

Z okresu dzieciństwa pamiętam przeboje,
działające na dziecięcą wyobraźnię
o rudym rydzu, o biedroneczkach,
jakieś chryzantemy stały na fortepianie,
ale były też niesłychanie melodyjne tanga,
które często tańczono na domowych imprezach.

Tradycja domowych tańców,
niestety, zaginęła...

Średnia szkoła
Chodziłam do I Liceum Ogólnokształcącego
im. Bolesława Prusa w Siedlcach.

To było liceum z wielkimi tradycjami.
Teraz jestem tzw. senatorem tej szkoły.
Przez jakiś czas tam uczył się BOLESŁAW PRUS.
Nazywaliśmy tę szkołę "Klasztornym liceum"
z obowiązkowymi strojami.

Musiałyśmy nosić coś w rodzaju fartucha
ze specjalnym krawatem.

Ten uniform dziewczynom programowo nie odpowiadał
i stale czyniłyśmy próby zmiany
na bardziej "normalny" strój.

Wyszły chociażby wtedy na ulicę tzw.
"bananowe" spódnice – przebój dosłownie
jednego sezonu i zarazem źródło
szkolnych konfliktów.

Oczywiście bywałam na prywatkach,
gdzie grano klasykę - BEATLESÓW
i ROLLING STONESÓW.

Z programem szkolnym nie było problemów
ale np. z geografią nie udało mi się zaprzyjaźnić,
pomimo wielkiego zrozumienia okazywanego mi
przez pana od geografii.

Miał anielską cierpliwość do mojej ignorancji.

Lubiłam natomiast przedmioty ścisłe
(taki był zresztą profil liceum),
bo były logiczne i języki obce,
jako przedsmak innego świata
i wyraz podskórnych tęsknot.

Pamiętam bardzo udaną studniówkę w auli szkolnej.
Dwa lata temu byłam na zjeździe absolwentów
i tańczyłam tego samego poloneza
z tym samym partnerem,
jak przed laty.

To był polonez MICHAŁA OGIŃSKIEGO - "Pożegnanie z ojczyzną",
kompozytora bardzo związanego
z Siedlcami i Podlasiem.

Studia
Studiowałam w Akademii Medycznej w Warszawie.
W połowie drugiego roku weszłam w program badawczy fizjologii,
a na trzecim roku zostałam zatrudniona w tej katedrze
u p.prof. ANDRZEJA TRZEBSKIEGO.

Wraz z późniejszym ministrem zdrowia - JERZYM MAKSYMOWICZEM
w trakcie studiów rozpoczęliśmy ambitny program naukowy,
który miał się zakończyć NOBLEM, ale jak dotąd
– nikt poza nami go nie docenił.

Dlatego przyszło go zakończyć...

Od trzeciego roku prowadziłam samodzielne zajęcia dydaktyczne.
W trakcie studiów realizowałam też swój pierwszy
zagraniczny pobyt naukowy
– w Pracowni Neurofizjologii Klinicznej
Uniwersytetu w Muenster.

W ciągu roku nie było czasu
na częste odwiedzanie klubów studenckich,
ale zwykle "odbijałam" to sobie
w czasie wakacji.

Miałam tzw. indywidualny tok studiów,
który pozwalał na zakończenie sesji w maju,
co sprawiało, że zwykle miałam do dyspozycji
4 miesiące wakacji.

Wykorzystywałam je z całą skorpionią bezwzględnością
do ostatniego dnia (praktyki studenckie odbywałam zwykle
w Zakładzie Fizjologii w W-wie lub w podobnych zakładach
gdzieś w świecie) a podczas wielu podróży zagranicznych
w różne obszary kulturowe miałam okazję poznać
oryginalną muzykę tych stron.

Pamiętam pobyt w Kazaniu, w Republice Tatarskiej
byłego Związku Radzieckiego (tam zresztą szukałam
rodzinnych śladów z przeszłości mojego dziadka,
wywiezionego na zesłanie).

Wieczorami mieszkańcy śpiewali, siedząc przed domami.
Kiedyś w wysłużonym autobusie, o zachodzie słońca,
starsze panie zupełnie nagle zaczęły śpiewać,
m.in. "Jarzębinę czerwoną".

W całkiem dzikiej scenerii
wcale nie zapachniało kiczem.

Wtedy lubiłam jazz i rzeczywiście chyba
największą przyjemność sprawiały mi nieco przypadkowe
jazzowe koncerty gdzieś w parku, na jakimś większym placu,
czasem w ogrodach zamkowych, ludzie na trawie, na luzie,
trochę rozmów, nieznajomi stają się znajomymi,
taki klimacik bycia razem i osobno.

Kiedy kończyłam studia, miałam właściwie gotowy doktorat,
perfekcjonistka się we mnie odezwała i jeszcze musiała
coś tam dorobić, ale potoczyło się wszystko
dosyć szybko i typowo.

Na chandrę
Miewam chandry i wtedy czasem sięgam
po muzyczne lekarstwa: "Parsifal" RYSZARDA WAGNERA,
może to być literacka, aktorska piosenka EWY DEMARCZYK
czy AGNIESZKI CHRZANOWSKIEJ, lub ...aria kota-dachowca
z musicalu "CATS".

Wyskubany kot okazuje się ciągle
dobrym lekarstwem.

Jestem dumna
Na pewno jestem bardzo dumna z trzech naszych synów.
Czasem, jak na nich patrzę, widzę w ich ślepiach
dużo pasji i dobroci.

Wtedy jestem najbardziej szczęśliwa.

Najmłodszy z nich jest zresztą uczniem szkoły muzycznej,
więc edukacja muzyczna toczy się dalej.

W sprawach zawodowych myślę,
że wszystko jeszcze przede mną.

Chyba trudno jest osiągnąć moment zadowolenia,
praca naukowa ma jedną wspaniałą zaletę
- nieskończoność.

W tańcu
Lubię tańczyć i bardzo cierpię,
że jest to tylko okazjonalnie.

Kiedyś chodziłam na kurs tańca towarzyskiego,
a w dzieciństwie tańczyłam w zespole ludowym,
więc nawet dziwne oberki potrafię zatańczyć.

Marzę o płycie...
Polska wersja "KOTÓW"
sprawiłaby mi dużą
przyjemność.

Dedykacja
Utwór "For the good times",
w wykonaniu KRISA KRISTOFFERSONA,
dedykuję mężowi - JACKOWI.



Zwierzenia przy muzyce notował
RYSZARD JASIŃSKI
zapraszając jednocześnie do słuchania
wywiadów wraz z muzyką
w programach nocnych
(z poniedziałku na wtorek)
po północy - o godz.0.10
na antenie
POLSKIEGO RADIA PiK.



wstecz
realizacja: ideo Polskie Radio PiK|UKF 100,1 MHz|Włocławek 100,3 MHz|Brodnica 106,9 MHz
ul.Gdańska 48, 85-006 Bydgoszcz, tel.+48 (52) 32 74 000, fax+48 (52) 34 56 013, e-mail:
start wstecz do góry