|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Adam Sudoł |
|
2013-03-04
|
Co tydzień - w środowy wieczórjest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką,z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...27 lutego 2013 roku o godz.18.05 Profesor ADAM SUDOŁ
foto © Ireneusz Sanger (PR PiK)
– historyk, politolog – dyrektor Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.
Zaczniemy naszą rozmowę od Pana miłości... - Miłości moje, oprócz rodziny oczywiście ... Taką pasją, miłością moją była chęć nauczenia się gry na instrumencie – wybrałem skrzypce. Rodzice zadbali żebym w piątej klasie szkoły podstawowej rozpoczął naukę. Otrzymałem od mojej ciotki, siostry mojej mamy, skrzypce, chyba z końca XIX wieku, na których grał mój wujek i ten instrument mam do dziś. Moja prawdziwa miłość jeśli chodzi o instrumenty to saksofon tenorowy, na którym grałem w zespole jazzowym i klarnet B. W liceum pedagogicznym grałem na skrzypcach bo był to obowiązek. Wtedy nauczyciel szkoły podstawowej po liceum pedagogicznym musiał być przygotowany do prowadzenia wszystkich przedmiotów. Umiem także robić na drutach i wiele innych zajęć. Założyliśmy zespół „Czarne Serca” i tam grałem na klarnecie. Po liceum wybrałem dalej drogę muzyczną – mianowicie Studium Nauczycielskie w Toruniu. Grałem dalej na skrzypcach, byłem uczniem profesora Jana Michała Wieczorka - wspaniały nauczyciel i kompozytor. Prowadziłem w internacie zespół muzyczny i grałem na saksofonie. Zdecydowałem jednak zdawać egzamin na UMK na jakiś humanistyczny kierunek. Złożyłem papiery na polonistykę, ale wybrałem w końcu historię i rozpocząłem zaoczne studia, cały czas równolegle pracując. Ukończyłem studia z wyróżnieniem i zaproponowano mi studia doktoranckie za granicą. Potem były trzy lata pobytu za granicą na studiach na kierunku Dyplomacja i Stosunki Międzynarodowe, ale muzyki nie zaniedbywałem.
Po studiach doktoranckich na Dyplomacji i Stosunkach Międzynarodowych dlaczego nie widzimy Pana w gronie ambasadorów, konsulów? - Miałem propozycję wyjazdu za granicę jako konsul generalny, ale po tych moich pobytach, kiedy wróciłem po trzech latach z doktoratem był lipiec1981 roku i wiadomo co się za kilka miesięcy stało. Po stanie wojennym dostałem w konkursie ministerstwa drugą nagrodę za pracę doktorską i w nagrodę dostałem stypendium habilitacyjne za granicą. Wyjeżdżałem raz na dwa – trzy miesiące za granicą i w 1987 roku zdałem kolokwium habilitacyjne. Nawet potem dostałem propozycje wyjazdu, ale ja najlepiej czuję się w Polsce. Zajmuję się jednak dyplomacją, trochę przez przypadek.
Czy to muzeum trzyma Pana w Bydgoszczy? - Kocham Bydgoszcz, jest ośrodkiem dynamicznym, kocham i Toruń. Moja małżonka pochodziła z Lidzbarka Warmińskiego – odeszła dziewięć lat temu, bardzo dzielnie walczyła z chorobą nowotworową. Ponieważ nie potrafię być sam, moja córka już jest dorosła i mam wnuki, dlatego ułożyłem sobie ponownie życie, mam z drugiego związku sześcioletnią córeczkę, która przejawia zdolności muzyczne. Moja obecna żona jest pracownikiem UKW, doktorem nauk politycznych, prowadzi zajęcia.
Bydgoszcz Pan lubi, a muzeum to Pana dziecko zawodowe. - Tak, to dziecko narodziło się prawie 15 lat temu. Przypadkiem będąc na Mazurach dowiedziałem się od naszego emigranta Pana doktora Krzysztofa Kiszkiela, że w kręgu jego znajomych w Montrealu jest niesamowita kobieta. Pani Wanda Poznańska chciała nawiązać kontakt z historykiem z Polski i przekazać mu ważne wiadomości. Była osobistą sekretarką Gabriela Narutowicza zanim jeszcze został prezydentem. Brała udział w pertraktacjach i rokowaniach ryskich, znała Piłsudskiego i wszystkich wielkich bo była stenografistką w polskim parlamencie. Jadąc do Kanady nie przypuszczałem, że poznam tak wielką damę, która wówczas miała blisko 100 lat. Pojechałem na wiosnę 1997 roku – w kwietniu, a wróciłem w maju. Codziennie rozmawiałem z Panią Poznańską kilka godzin. Nagrałem te rozmowy i dokumentowałem. W pewnym momencie Pani Wanda i jej córka Magdalena oznajmiły mi decyzję o przekazaniu całego majątku na moje ręce. Te zbiory były zaczątkiem muzeum. Po kilku miesiącach pojechaliśmy z prezydentem Sapalskim i rektorem Banaszakiem do Kanady, żeby podziękować Pani Poznańskiej. Wtedy padła deklaracja prezydenta, że miasto przekaże na potrzeby muzeum budynek. I tak powstało Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa. Po śmierci Pani Wandy otrzymaliśmy jej pamiątki, dokumenty a jej prochy spoczęły na cmentarzu Starofarnym.
Kolejna Pana miłość – język esperanto. - Znam język esperanto od liceum pedagogicznego, wszystko rozpoczęło się w harcerstwie. W wakacje odbywały się obozy językowe – przyjeżdżali tu uczestnicy z całego świata. Pięknie brzmi po esperancku np. początek inwokacji. Ten język pomaga mi w pracy naukowej. Po esperancku rozmawiam z przedstawicielem Chin, wicedyrektorem muzeum. Podobno w Chinach mówi w tym języku około 30 milionów ludzi.
Jakim jest Pan profesorem? - Trudno mi to ocenić. Nie zdarzyło mi się w swojej pracy do końca oblać żadnego studenta.
Czy jest coś czego Pan jeszcze nie robił, a na co miałby ochotę? - Gdyby były takie możliwości to zimę spędzałbym w ciepłych krajach. Kocham zimę, na nartach biegowych biegam, ale preferuję ciepłe kraje. Chociaż powiem, że to co sobie zakładałem wykonałem w 200 procentach.
Magda Jasińska zaprasza do wysłuchania "Zwierzeń przy muzyce" także w sobotę - 2 marca o godzinie 19:05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|