|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Elżbieta Towarnicka |
|
2013-02-18
|
Co tydzień - w środowy wieczórjest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką,z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...10 lutego 2013 roku o godz.18.05 ELŻBIETA TOWARNICKA
– znakomita polska śpiewaczka, sopran, ulubiona wokalistka Zbigniewa Preisnera. Niedawno Polskie Radio wydało trzypłytowy album z nagraniami niepublikowanymi z lat 1979-99.
Ten album to wyjątkowa okazja do poznania Pani. - Udało się pozyskać nagrania archiwalne z różnych ośrodków, dokonano masteringu, czyli dopieszczenia dźwiękowego, byłam bardzo ciekawa jak to będzie brzmiało i jaka jest różnica. Wyszło świetnie.
Na płytach są nagrania z pierwszej edycji konkursu wokalnego im. Adama Didura, na którym Pani zdobyła nagrody. Chyba od tego konkursu się zaczęła Pani przygoda ze śpiewem. Chociaż podobno pierwszy koncert dała Pani w pociągu, mając kilka lat, kiedy kierownik pociągu pozwolił wykorzystać Pani głośniki zamontowane w przedziale. - Jak byłam mała, byłam odważna. Moja rodzina była muzyczna, ojciec grał... mama śpiewała, więc muzykowanie było na porządku dziennym. Moja mama zawsze mówiła, że śpiewam do końca pianina, tak wysoko.
Lubiła Pani konkursy wokalne? - Nie, nienawidziłam. Najczęściej są niesprawiedliwe. Jedyny sprawiedliwy konkurs chyba organizowany był w Moskwie, gdzie wykonawcy grali na skrzypcach za zasłoną prze jury. Nie lubię tej formy wyżywania się. Uczestniczyłam w konkursach bo był taki pęd. Trzeba było gdzieś zaistnieć, żeby było mnie słychać i widać.
Była Pani skazana na muzykę. Siostra się trochę wyłamała bo była primabaleriną w teatrze. - Ale to też muzyka. Moja mama zawsze marzyła, żebyśmy poszły muzyczną drogą i chciała, żeby jedna śpiewała i druga tańczyła i to się sprawdziło. Jedynie wyłamał się mój brat, który został informatykiem, ale muzyką się interesuje.
Wybrała Pani Akademię Muzyczną w Krakowie. - I to bardzo późno. Zdałam normalną maturę, nie muzyczną i wydawało mi się, że na Akademię Muzyczną mogą iść jedynie osoby po szkole muzycznej, jednak na wokalistykę jest wyjątek i nie trzeba mieć wykształcenia średniego muzycznego. Stąd mogłam studiować muzykę.
Nie żałuje Pani tego wyboru? - Absolutnie. W czasie studiów zatrudniłam się w chórze opery krakowskiej, co nie było mile widziane na uczelni. Moja Pani profesor bała się, że zedrę głos, ale ja chciałam pracować, mieć swoje pieniądze i być niezależna.
Jest Pani wyjątkowo wszechstronną wokalistką, śpiewa Pani Mozarta, kompozytorów romantycznych, muzykę Pawluśkiewicza czy Preisnera. Są opinie, że Pani głos w filmie działa jak narkotyk i uzależnia. - Bardzo dziękuję, nawet słyszałam, że mój głos działa uzdrawiająco. Nawet były na ten temat dysputy naukowe. Na mnie np. znakomicie działa muzyka Bacha, mogę jej słuchać na okrągło, nawet przy myciu naczyń.
I śpiewa Pani niemal wszystko. Jaki jest dobór repertuaru – kiedy mówi Pani - tak, a kiedy - nie. - Dzięki temu, że mam taki głos, a nie inny, nie mam trudności z wydobyciem głosu. Niekiedy działam dyplomatycznie, przecież nie powiem, że jakiejś muzyki nie lubię, zresztą chyba tak się jeszcze nie stało. Muszą być pewne fluidy między mną a kompozytorem.
To na pewno są one między Panią a Janem Kantym Pawluśkiewiczem czy Zbigniewem Preisnerem? - No tak, znamy się jak "łyse konie". Oni wiedzą jak ja śpiewam, a ja wiem co oni mogą napisać.
Tworzenie muzyki do filmu do odrębna sztuka? - Dla mnie jest to trudne ze względów czasowych, trzeba się zmieścić w czasie pod obrazem. Zbyszek ma taką zdolność – odkąd go pamiętam zawsze był kinomanem i ma zdolność wchodzenia w temat. Niekiedy fraza musi trwać kilkanaście sekund. Jego muzyka istnieje jednak i poza ekranem. Muzyka filmowa ma nie przeszkadzać w filmie.
Czego Pani jeszcze nie zrealizowała, a ma na to ochotę? - Jakoś wszystko o czym marzyłam się spełniało. Kiedyś chciałam śpiewać Requiem Brahmsa i zaśpiewałam, potem marzyłam o trzeciej symfonii Szymanowskiego – zaśpiewałam, Góreckiego Symfonię Pieśni Żałosnych też wykonywałam, może jeszcze chciałabym to nagrać. W ogóle lubię nagrywać. Chciałabym nagrać "Halkę" Moniuszki, to jedna z niewielu oper, przy której się wzruszam.
A czy ten dreszcz emocji, wzruszenia był kiedy Pani śpiewała w mediolańskiej La Scali? - A to była moja robota (śmiech). Oczywiście to miejsce robi wrażenie, tam śpiewały sławy, historia na nas patrzy, ale ponieważ jest to mój zawód to przechodzę do porządku dziennego.
Siostra napisała o Pani, że nie bardzo dba Pani o głos. - No tak, lubię przyjemności. Najpierw zadaję sobie pracę, a po pracy lubię przyjemności. Mnie nic nie przeszkadza, mogę jeść pikantne, zimne dania, nie przegrzewam się, w mieszkaniu moim jest najwyżej 20 stopni ciepła.
Czasem papieros? - Czasem też, a jak można nie palić przychodząc do "Piwnicy Pod Baranami". Pijam też zimne mleko. Najważniejszy dla śpiewaka jest sen, staram się wysypiać, choć jestem "nocnym Markiem".
A co na ten chłód Pani koty? - O dziękuję, że Pani spytała o moje zwierzątka. Mam pięć kotów i one lubią spędzać czas nawet zimą na balkonie. Jednak czują kiedy gdzieś wyjeżdżam i się pakuję.
A co Pani teraz robi? - W tej chwili jestem lekko bezrobotna (śmiech), zwykle tak jest pod koniec stycznia, czy na początku lutego, zawsze to mówię, że to przednówek.
Magda Jasińska zaprasza do wysłuchania "Zwierzeń przy muzyce" także w sobotę - 16 lutego o godzinie 15:05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|