|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Beata Mikołajczyk |
|
2012-12-04
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką,z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...27 listopada 2012 rokugościem w studiu Polskiego Radia PiK była
BEATA MIKOŁAJCZYK
– polska kajakarka, dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich (w Pekinie i Londynie), mistrzyni świata i Europy.
Od tygodnia również magister. Gratuluję... - Udało mi się obronić pracę – teraz myślę co dalej.
Jest Pani "twardą sztuką", zawsze się pnie do celu, potrafi Pani pogodzić naukę ze sportem. - Wychodzę z założenia, że "chcieć to móc". Inni ludzie często pracują na dwóch etatach, ja też pogodziłam studia ze sportem. Moje studiowanie trwało trochę dłużej niż u innych, ale się udało.
Kto wpadł na ten genialny pomysł, żeby Panią połączyć z wodą. - Wiesław Rakowski, mój pierwszy i obecny trener.
Ile miała Pani lat kiedy po raz pierwszy wsiadła do kajaka? - 11, ważyłam 36 kilogramów i mierzyłam 1,46 m. Teraz parę kilo, centymetrów i lat więcej. Nie poszłam na trzy pierwsze zajęcia, w końcu namówiła mnie koleżanka i zjawiłam się na czwartych zajęciach. Podobno radziłam sobie lepiej od tych dzieci, które wcześniej uczęszczały.
Wody się Pani nie bała? - Nie, pokazywałam rodzicom jak umiem pływać, trochę "po warszawsku", ale lubiłam wodę i ciężko mnie było z niej wyciągnąć.
Początkowo to były dwa spotkania w tygodniu? - To był czerwiec 1996 roku i zajęcia rzeczywiście odbywały się dwa razy w tygodniu. Od szóstej klasy zaczęły się już poważne codzienne treningi.
Czy nie ma takich momentów kiedy ma Pani dosyć sportu? Np. zimą kiedy jest bardzo zimno i ciemno, a trzeba się rano ruszyć. - Oj wiele jest takich momentów, każdy ma swój sposób na siebie. Ja kładę przy łóżku rzeczy treningowe. Najgorszy jest ten moment wyjścia.
Wszyscy Panią podziwialiśmy podczas igrzysk. Potrafi się Pani wziąć w garść i walczyć o medal. - Po Pekinie było widać, jak w "czwórce" kajakowej zajęliśmy czwarte miejsce i wielu mówiło o porażce. Miałyśmy dzień na wzięcie się w garść i walkę o medale w "dwójce". W Pekinie, to był mój pierwszy raz, był płacz, rozterki, ale więcej nie mogłyśmy zrobić. Podobnie było w Londynie, znowu czwarte miejsce w "czwórce" i znowu słowa krytyki, czego nie potrafię zrozumieć. Następnego dnia znowu była "dwójka" - tak więc otrząsnęłyśmy się, wytarłyśmy łzy i poszłyśmy ćwiczyć. Udało się zdobyć brązowy medal.
Na końcówce dajecie siły ponad swoje możliwości. - To jest taki automat w głowie, wszystko boli, szczypie. Po przepłynięciu mety dostałam takiego "kopa", że pomagałam wyjść z łódki koleżance, co mogło dziwnie wyglądać. Taka adrenalina była, że bardziej nas bolały nogi niż ręce.
Te nogi też są ważne, pamiętam jak trener Brzuchalski krzyczał "noga". - Tak to jest bardzo ważne, zresztą to jest odwieczne hasło trenera Brzuchalskiego.
Trenerzy krzyczą, jeżdżą na rowerach, tam się dzieją różne rzeczy. Dziwię się, że w XXI wieku nie możecie mieć innej łączności z trenerem. - To jest zabronione, trener może jedynie jechać rowerem i krzyczeć. Jak się płynie na 80-90 procent można wyłapać słowa, ale samo to, że wiemy, że tam jest trener dodaje nam otuchy.
Muszą być niesamowite relacje z trenerem, musicie się dogadywać, taka relacja jest z trenerem Rakowskim. - Gdybyśmy się nie dogadywali nie byłoby wyników. Mój trener jest bardzo dobrym pedagogiem i wychowawcą, dzieci go bardzo lubią, dla niego wszystkie dziewczyny są "Krystyny". Oczywiście były zgrzyty jak w każdej rodzinie, ale to było takie sprawdzanie na ile można sobie pozwolić. To zawsze będzie mój trener, a ja będę jego zawodniczką.
Ile miała Pani wolnego od igrzysk olimpijskich – bo bardzo się Pani udzielała medialnie. - To był taki okres, kiedy mogłyśmy się pokazać i przypomnieć o tej dyscyplinie. Bydgoszcz słynie z kajakarstwa i wioślarstwa, powinnyśmy być bardziej znane niż piłkarze, a jesteśmy często anonimowe. Dlatego kiedy nas zapraszano np. na mecz polityków z TVN, albo na mecz żużlowy do Gorzowa, bardzo chętnie jechałyśmy. Zaraz po igrzyskach wystąpiłyśmy w mistrzostwach Polski seniorów, i w Akademickich Mistrzostwach Świata w Kazaniu, po to aby zdobywać doświadczenie w tej "dwójce". Po igrzyskach ciężko było się zebrać, ale dopięłyśmy swego i zdobyłyśmy dwa medale mistrzostw dla siebie i uczelni. Potem miałam trzy tygodnie wolnego. Po starcie w Wielkiej Wioślarskiej kolejny tygodniowy urlop.
Jak długo można być czynną kajakarką? - Są przypadki kiedy panie mają 48 lat i pływają na poziomie. Średnio można ćwiczyć do 35 lat. Do którego roku życia będę startować nie wiem. Dopóki mój organizm będzie znosił ciężki trening i oczywiście oddawał to w formie szybkiego pływania, to będę to robić, bo lubię to i kocham.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA.Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzykąwe wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|