|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Marcin Wawrzynowicz |
|
2012-07-23
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 17 lipca 2012 rokugościem w studiu Radia PiK był :
MARCIN WAWRZYNOWICZ
– wokalista popowy i jazzowy. Niedawno ukazała się jego kolejna płyta "Camamey".
Skąd się wziął tytuł płyty? - Kiedy przychodzi mi jakiś pomysł muzyczny, to zazwyczaj nucę go sobie na takich sylabach /tu śpiewa/ Ca-ma-mey-ca-ma-mey.
Wiedziałam, że uda mi się Pana sprowokować do śpiewania! - /Śmiech/
To już jest drugi Pana autorski krążek, jako wokalista jazzowy nie boi się Pan śpiewać kompozycji z polskim tekstem? - Nie, myślę, że żyjemy tu i teraz, a język polski jest piękny. Zamysłem tej płyty było to, żeby była polskojęzyczna. Utwory na płycie są utworami nie najświeższymi, powstawały przez dekadę i leżały na dnie szuflady i czekały na wydanie. Są to utwory bliskie memu sercu.
Te kompozycje są trochę melancholijne – takie smoothjazzowe. Czy to odzwierciedlenie Pana duszy? - Myślę, że tak, jestem postrzegany jako osoba melancholijna, introwertyczna. Krążek jest odzwierciedleniem mnie.
Bardzo piękne teksty: Gałczyńskiego czy Kofty. - Zazwyczaj piosenki powstawały do poezji, choć tam gdzie sam napisałem tekst powstawały jednocześnie muzyka i tekst.
Lubi łączyć Pan poezję z muzyką jazzową? - Wolałbym się nie wpisywać w żadną szufladę. Rzeczywiście do tej pory nagrałem utwory jazzowych kompozytorów do przepięknej poezji.
Na co dzień pracuje Pan w Teatrze Muzycznym? - Tak w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Prócz tego pracuję jako pedagog w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nysie, tam też uczą moi koledzy z płyty: Wojtek Niedziela, Piotr Baron czy Robert Majewski.
Czuje się Pan bardziej wokalistą jazzowym czy piosenkarzem? - Bardzo nie lubię określenia – piosenkarz. Powiem tak, nie czuję się ani wokalistą ani piosenkarzem, czuję się muzykiem, a to, że operuję głosem, to też instrument – naturalny, najstarszy.
Nie boi się Pan improwizacji jazzowej? - To nie jest dziś takie rzadkie. Takim ludziom jednak trudno przebić się w mediach, bo one serwują nam często nie to, czego byśmy oczekiwali.
Za co dziękuje Pan, na okładce płyty, dyrektorowi Teatru Polskiego Radia? - Bo jest niejako sprawcą albumu. Poznaliśmy się na festiwalu "Dwa Teatry" w Sopocie, gdzie śpiewałem piosenki Czesława Niemena na koncercie inauguracyjnym. Po przesłuchaniu mojej dotychczasowej twórczości Pan dyrektor Janusz Kukuła zaprosił mnie do studia.
Kto wymyślił w Pana życiu muzykę? Pochodzi Pan z muzycznej rodziny? - Niestety nie miałem szczęścia pochodzić z muzycznej rodziny. Mama śpiewała długi czas ale amatorsko. Tata jest przykładem osoby, której słoń nadepnął na ucho, potrafi zaśpiewać jedynie "Sto lat".
Ktoś musiał stwierdzić, że ma Pan zdolności. - Tak szczerze to rodzice byli przeciwni temu. To był mój świadomy wybór i zakomunikowałem rodzicom, że chce pójść tą drogą, więc nie mieli wyboru. Moim pierwszy instrumentem była trąbka.
Ta płyta będzie w jakiś sposób ogrywana? - Mamy plany trasy koncertowej – na jesieni. Mam nadzieję, że pogramy ją w kraju.
Ma Pan już w głowie kolejny krążek – może bardziej jazzowy? - Powiedzmy, że ta ostatnia płyta nie jest jazzowa, są tam inspiracje z muzyki jazzowej.
Bo trudno ten album wrzucić do szufladki. - Wiem i taki miałem zamysł. Muzyka jest jedna – albo się komuś podoba albo nie. Co do kolejnego krążka – to marzy mi się taki prawdziwie jazzowy, może będzie śpiewany beztekstowo – czyli głos traktowany instrumentalnie, to mnie ostatnio kręci.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA.Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzykąwe wtorki o godz.23.03oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|