|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Urszula Kryger |
|
2012-04-10
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 3 kwietnia 2012 rokugościem w studiu Radia PiK była : URSZULA KRYGER ...
– śpiewaczka /mezzosopran/ znakomita interpretatorka m.in. pieśni romantycznych – m. in. pieśni Chopina, które zaprezentowała w mediolańskiej La Scali. W tym roku zasiadała w jury konkursu wokalnego im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy.
Jest Pani absolwentką również klasy fortepianu Akademii Muzycznej w Łodzi. W którym momencie wiedziała Pani, że to śpiew będzie Pani głównym zajęciem, a nie granie na fortepianie? - To odbyło się dość naturalnie. Jak zaczęłam studia na fortepianie to jeszcze pracowałam na wydziale wokalnym jako akompaniator i korepetytor w operze. Miałam więc kontakt z fortepianem, a później musiałam z racji studiów wokalnych więcej poświęcać czasu śpiewaniu i dlatego fortepian zszedł na plan dalszy. Od dziecka chodziłam co piątek na koncerty do filharmonii, byłam częstym gościem w operze, dlatego ten kontakt z szeroko pojętą muzyką miałam od dawna.
A przygoda z fortepianem pomogła Pani w śpiewaniu? - Na pewno tak, jest ta łatwość – bo niektóre rzeczy mogę zagrać. Zdarzają się osoby, które skończyły średnią szkołę na fortepianie i muzycznie nie są tak dobre jak byśmy tego oczekiwali.
W domu były tradycje muzyczne? - Nie, moi rodzice nie są muzykami, ale zaczęło się od siostry. W szkole nauczycielka zauważyła u niej zdolności muzyczne i mama natychmiast zapisała ją do klasy wiolonczeli do szkoły muzycznej. Ja – ta młodsza natychmiast się pojawiałam jak siostra zaczynała ćwiczyć i przeszkadzałam jej. Jedynym sposobem było zapisanie mnie do szkoły i danie mi możliwości samodzielnego ćwiczenia.
W Pani muzycznym świecie dość dużą rolę odgrywają pieśni? - Oj z tą specjalizacją jest różnie. Nigdy nie myślałam, że jeśli człowiek robi coś dobrze, to może się to obrócić przeciwko niemu.
Wtłoczono Panią w szufladkę? - Trochę tak. W Polsce uważa się, że ktoś kto śpiewa dobrze pieśni nie nadaje się do opery. Ja uwielbiam operę i znam mnóstwo oper, które grałam na fortepianie od deski do deski, które analizowałam jeszcze wtedy kiedy w ogóle nie myślałam, że będę śpiewaczką. Chciałam pracować jako pianistka ze śpiewakami. Jak zdałam maturę dostałam od mamy pieniądze, żebym mogła sobie coś kupić. A ja za wszystkie pieniądze kupiłam wyciągi operowe, co moją mamę dziwi do dziś. Do śpiewu namówiła mnie moja siostra, która namawiała mnie abym sprawdziła czy nie mogę rozpocząć studiów. Niestety na mój głos /mezzosopran/ gra się w Polsce niewiele repertuaru. Nie mam głosu verdiowskiego i bardzo żałuję. Natomiast cały szereg partii, które mogłabym zaśpiewać nie ma w repertuarze polskich teatrów.
Warszawska Opera Kameralna nie jest tym miejscem? - Jakoś nigdy nie starałam się tam śpiewać. Moje życie wokalne nie jest takie jak droga każdego śpiewaka. Zaczęłam śpiewać dość późno, po wygranym konkursie moniuszkowskim zdałam sobie sprawę ile się jeszcze muszę nauczyć. Przez dwa lata ciężko pracowałam, żeby osiągnąć choć w części to, co śpiewak umieć powinien i to doprowadziło mnie do konkursu ARD w Monachium, który też wygrałam. Wówczas świat stanął na głowie. Jak patrzę na swoje życie wokalne, wydaje mi się, że coś co posunęło mnie do przodu i dało umiejętności, to były dążenie i próby śpiewania belcanto. Natomiast zaczynając śpiewanie powinnam rozpocząć je od baroku, a na to nie było już czasu. Nasze życie jest w dużej mierze dziełem przypadku. Ja i tak dostałam od losu dużo więcej niż się spodziewałam. Spotkałam wiele osób, od których mogłam coś wziąć.
Recital pieśni Chopina w mediolańskiej La Scali był niezwykłą przygodą? - Tak, choć zostało to w notach biograficznych trochę wyolbrzymione. To było bardzo ciekawe wydarzenie, choćby z tego względu na to, że La Scala nie jest miejscem gdzie często wykonuje się muzykę kameralną. Ale śpiewałam w niezwykłych miejscach i gdybym miała wymienić najlepsze swoje koncerty, to wcale nie byłaby to La Scala. Był to jeden z wielu koncertów, śpiewało się tam znakomicie, ale nie był to jedyny koncert wspomnień i marzeń.
Ma Pani przyjemność z uczenia młodych śpiewaków. - To jest szalenie ciekawe, ale i szalenie męczące. W tej chwili dużo łatwiej jest zaśpiewać samemu, niż nauczyć młodego śpiewaka i pokazać mu tę drogą, którą powinien iść. Każdy ma inny głos, inny charakter. Trzeba zagłębić się w ich problemy i starać się nie zawładnąć nimi. To jest szalenie trudne, również ja się uczę wiele od studentów.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA.Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzykąwe wtorki o godz.23.03oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|