|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Przemysław Rezner |
|
2012-01-31
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 24 stycznia 2012 rokugościem w studiu Radia PiK był : PRZEMYSŁAW REZNER – solista Teatru Wielkiego w Łodzi i gościnnie występujący w Operze Nova w "Baronie Cygańskim".
- Jest Pan ulubieńcem łódzkiej publiczności – jak to Pan robi? Jak mogę być trochę nieskromny to chyba rzeczywiście. Staram się dawać z siebie maksymalnie dużo i zrównoważyć to co nazywamy wiernością do muzyki i kompozytora, z tym co nazywamy grą aktorską.
- Czas na ankietę osobową – znak zodiaku? Byk, taki byk pluszowy. On jest bardzo miłą przytulanką, osobą trochę puszystą. Ten pluszak niekiedy zamienia się w Byka i wtedy lepiej schodzić mu z drogi.
- Wady? Mnóstwo, największa to to, że muszę zmuszać się do pracy. Mam takie wrażenia przestojów, choć często jestem w rozjazdach.
- Zalety? Pracowitość /śmiech/, która musi równoważyć okresy lenistwa. Staram się pracować również nad sobą, być cierpliwym również do bliskich, i maksymalnie dużo dawać siebie rodzinie, bo bardzo wiele nie ma mnie w domu. Jak już przyjeżdżam to staram się nadrabiać czas.
- Z jakimi słabościami Pan walczy na co dzień? …sernik mojej mamy, to jest moja słabość. Mogę go zjeść każdą ilość i nawet z tym nie walczę.
- Gdzie jest Pana dom rodzinny? Oczywiście Łódź. Moja prababcia jako dwunastolatka zaczynała swoją karierę w zakładach włókienniczych, tak więc mam mocne korzenie w Łodzi.
- A skąd zainteresowanie muzyką? Wychowywałem się w domu, w którym muzyka była obecna. Tata i mama śpiewali amatorsko w tzw „Brygadach Artystycznych” co w tamtych czasach było modne. Jako dziecko wychowywałem się w autokarach jeżdżąc z rodzicami. Pamiętam, że tam poznałem „Baśkę” czyli kontrabas, po raz pierwszy zobaczyłem szczotki od perkusji. A potem miałem iść do szkoły muzycznej, ale była za daleko, a rodziców nie było stać na dowozy, więc było ognisko i gitara. Uczyłem się w szkole sportowej, pływałem prawie zawodowo. Potem zrobiłem papiery trenerskie, byłem ratownikiem. Nawet teraz, jak się przemieszczam z teatru do teatru w samochodzie mam zawsze strój kąpielowy. W Bydgoszczy też odwiedziłem basen.
- Po pływaniu jednak postawił Pan na śpiewanie. Z moją pierwszą miłością licealną wybrałem się na „Fidelio” do Teatru Wielkiego. Jak mawiają w operze można się albo zakochać od pierwszego razu, albo ją znienawidzić. Ja ją pokochałem i to jest miłość bezwarunkowa. To jedyne medium skupiające wszystkie sztuki: teatr, grę świateł, plastykę, muzykę i taniec. To jedyne miejsce, które mówi uniwersalnym językiem do każdego.
- I zdał Pan do Akademii Muzycznej na wydział aktorsko – wokalny? Tak – praca była wyjątkowo intensywna. Zaśpiewałem dyplom, napisałem pracę magisterską o przygotowaniach partii Bardosa w śpiewogrze „Krakowiacy i Górale”. Do produkcji zaprosił mnie Sławomir Pietras wówczas dyrektor Opery Wrocławskiej.
- Po ukończeniu studiów angaż był natychmiast? Dyrektor Pietras, który już był wówczas dyrektorem w Łodzi postanowił zatrudnić mojego kolegę, a mnie zaprosił do Wrocławia. Byłem bardzo rozdarty, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zaangażowałem się też w Warszawskiej Operze Kameralnej i po kilku latach zadzwoniono do mnie z Teatru Wielkiego w Łodzi czy nie mogę pomóc w partii Papageno, bo kolega, który przed laty zajął moje miejsce, tej roli nie przygotował. I stała się sprawiedliwość dziejowa.
- Śpiewa Pan też inne gatunki? Śpiewam też operetki i musicale. Generalnie rzecz biorąc zdarzają się muzy lżejsze od operowej.
- Jak Pan łączy pracę z byciem w domu, gotowaniem? Mało mnie w domu, bardzo się tego wstydzę. W ostatnim tygodniu zdążyłem być na próbach w Krakowie, po drodze do Bydgoszczy wskoczyłem do domu, potem wracam do Krakowa i znowu do Bydgoszczy. Jak już zjadę do domu to pragnę się udzielać jako ojciec i mąż.
- A czego słucha solista operowy? Znakomitej muzyki rozrywkowej: Deep Purple, Van Halen, Pink Floyd, Iron Maiden i oczywiście ukochany Chopin.
- Co robi śpiewak, który stoi na scenie i zapomina tekstu? Oj nie ma sposobu na to. Gdyby ktoś nas zmonitorował to stwierdziłby, że dzieje się wówczas w naszych głowach tak wiele operacji, adrenalina skacze i momentalnie przypominamy sobie tekst. Dla publiczności często jest to niezauważalne. To są milisekundy – ale i stan przedzawałowy. To jest wielka odpowiedzialność, bo jeżeli ja nie wejdę nie wejdzie kolega, koleżanka, więc lepiej nie zapominać tekstu.
foto © Andrzej Makowski
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA.Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzykąwe wtorki o godz.23.03oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|