|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Michał Brzuchalski |
|
2011-09-12
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 06 września 2011 rokugościem w studiu Radia PiK był : MICHAŁ BRZUCHALSKI
– szkoleniowiec wielu pokoleń kajakarzy, trener polskiej kadry narodowej.
Ile lat spędził Pan w Zawiszy?- 30, była to świetna przygoda w moim życiu, zarazem doskonała lekcja jeśli chodzi o zawód trenera.Wypełnimy ankietę osobową. Znak zodiaku?- Byk, dążę do wyznaczonego celu, jestem wymagający od współpracowników, ale przede wszystkim od siebie.Wady?- Brak konsekwencji przy ostatecznym ustalaniu reprezentacji na najważniejsze imprezy, czyli na igrzyska olimpijskie.Czyli postąpił Pan inaczej niż podpowiadały wiedza i intuicja?- Miękkie serce i uległość podpowiadaczom decydowała, że nie byłem konsekwentny, a powinienem. Jednak presja jaka była przed Atlantą spowodowała, że zmieniłem skład i to później odbiło się na ostatecznym wyniku, z którego zostałem rozliczony.Od tego czasu jest Pan trenerem reprezentacji juniorów i młodzieżowców.- Mam takie szczęście, że trafiam na dobry materiał, bo sama wiedza i umiejętności nic nie dadzą. Pięć medali olimpijskich i 60 z mistrzostw Europy i Świata, świadczą o tym, że mam szczęście spotykać wyjątkowych ludzi, których trenuję.Zalety?- Trudno mi siebie oceniać.No to mamy – skromność- Skromność to mało, olbrzymia pokora – bez pokory nie ma szans na dobry wynik.A są słabości, z którymi Pan walczy?- Oj są, ale nie będę o nich publicznie mówił.Gdzie znajduje się Pana dom rodzinny?- 40 lat mieszkałem w Bydgoszczy, od dwóch lat mieszkam w niedużej uroczej miejscowości pod Wałczem, przed samym domem przepływa rzeczka i mam niedaleko pięć jezior.Przeniósł się Pan pod Wałcz, żeby być blisko swojej pracy.- Minimum pół roku spędzam w Wałczu i jak mam wolny dzień chciałbym się oderwać się od zawodników i taką możliwością było zamieszkanie blisko. Mieszkam tam z córką i ukochaną wnuczką Klaudią. Urodził się Pan w Bydgoszczy?- Nie – urodziłem się na Ziemiach Odzyskanych. Do Bydgoszczy przyszedłem w 1961 roku, tu spotkałem kolegów, którzy namówili mnie na uprawianie kajakarstwa i tu spotkałem fantastycznego trenera Zenona Buchholza. Praktycznie do tego czasu nie uprawiałem żadnego sportu.Ile lat Pan sam trenował?- 11 lat, mój największy sukces to Mistrzostwo Polski. To co osiągnąłem jako trener z nawiązką odpłaciło mi to, czego nie osiągnąłem jako zawodnik. Kiedy kontuzja wyeliminowała mnie z kajakarstwa mój trener zaproponował mi uczenie młodych. Wyniki jakie osiągnęła moja młoda grupa na Mistrzostwach Polski i Olimpiadzie Młodzieży docenił Polski Związek Kajakowy powierzając mi ośrodek przygotowań olimpijskich przy Zawiszy i objąłem funkcję trenera seniorów. W 1991 roku dostałem propozycję objęcia trenera kadry olimpijskiej, długo zastanawiałem się czy podjąć to wyzwanie, bo wiedziałem, że jak za rok nie osiągniemy sukcesu na igrzyskach, moja pozycja może być zachwiana, ale się zgodziłem. Na igrzyskach bydgoscy zawodnicy zdobyli dwa medale srebrny i brązowy. Później były kolejne sukcesy, największy na Mistrzostwach Europy w 1997 roku, gdzie na dziewięć konkurencji grupa kajakarzy zdobyła osiem medali i jedno szóste miejsce, więc sukces nie do powtórzenia. Jednak zapomniałem, że kolejne igrzyska rządzą się własnymi prawami, popełniłem ten błąd że posłuchałem podpowiadaczy, żeby zmienić skład osad.Czy ta porażka nauczyła Pana konsekwencji?- Wydawać się by mogło, że tak. Na 99 procent już nie słucham podpowiedzi. Z młodzieżowcami jest łatwiej, bo nie ma tak dużej liczby zgrupowań. Rozumiem trenerów klubowych, żeby ich zawodnicy za wszelką cenę wystąpili w kadrze, ale ja muszę dbać o wyniki całej kadry i z tego jestem rozliczany.Gdyby dziś zaproponowano Panu powrót do prowadzenia seniorów.- Zastanawiałbym się bardzo długo. Zdawałbym sobie sprawę, że już nie miałbym powrotu do grupy juniorów. Krócej bym się zastanawiał, gdyby taka propozycja padła po igrzyskach w 2012 roku.Jeździ Pan na rowerze podczas zawodów.- Tak – bardzo dużo. Konsekwencją jazdy w Pekinie było zerwanie ścięgna Achillesa. Po każdych zawodach mam potworną chrypę i obiecuję sobie, że nie będę już krzyczał.A co Pan najczęściej krzyczy do zawodników?- Najczęściej: "Noga". Nie wiem czy Pani wie, że najsilniejszą częścią tego łańcucha, który przesuwa kajak jest noga. To wszystko musi być zsynchronizowane, kto robi to dokładniej ten jest szybszy.Jest Pan przydatny w domu?- To moja wada, że w pewnym momencie zapomniałem, że prócz pracy jest też rodzina. Nie zdawałem sobie sprawy, że umykają mi bardzo ważne kwestie w życiu. W domu koszę trawę i rozpalam kominek. Najchętniej bym palił w kominku nawet latem, kiedy są upały.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA. Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką we wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|