|
![](images/spacer.gif) |
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
![](images/spacer.gif) |
![](images/spacer.gif) |
![](images/spacer.gif) |
|
![](images/spacer.gif) |
|
![](images/spacer.gif) |
Archiwum |
![](images/spacer.gif) |
|
![](images/spacer.gif) |
Michał Dworzyński |
![](images/spacer.gif) |
2011-08-23
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 16 sierpnia 2011 rokugościem w studiu Radia PiK był: MICHAŁ DWORZYŃSKI
– bydgoszczanin, dyrygent młodego pokolenia, pracujący z orkiestrami symfonicznymi w całej Europie. posłuchaj
Zaczniemy od ankiety osobowej - znak zodiaku? - Skorpion. Przyznasz się do swoich wad? - Lenistwo, choć lubię to, co robię i łatwo mi to przychodzi, dlatego moja praca mnie rozleniwia. Tego nie mogłem powiedzieć o skrzypcach – nie ukrywam, że nie lubiłem ćwiczyć na skrzypcach do momentu, kiedy zacząłem grać w kwartecie i orkiestrze. Jednak tak do końca nigdy nie czułem się instrumentalistą - solistą. Jak zainteresowałem się dyrygowaniem, to grałem na instrumencie tylko po to, bym mógł skończyć szkołę. Poza tym, jeśli chodzi o wady, to niekiedy za szybko jeżdżę samochodem. Zalety? - Niezbyt wysoki wzrost, co pozwala mi przemieszczać się bez schylania głowy. Jestem też punktualny - do bólu. W tym zawodzie tak trzeba, choć są kraje na południu Europy, gdzie dyscyplina czasowa nie istnieje.
Słabości, z którymi walczysz? - Lubię długo spać, pracuje do nocy. Wciąga mnie internet, choć ostatnio byłem z rodziną na wakacjach i ani razu nie zajrzałem do internetu. I z tego jestem dumny. Mam także słabość do syna.
Dom rodzinny jest w Bydgoszczy? - Tak. Tu osiągnąłem pierwsze szlify muzyczne. Skrzypce wybrał mi tata, być może znał realia i możliwości wykształconych pianistów. Z drugiej strony skrzypce przydały mi się w pracy dyrygenckiej, choć w samym szkoleniu dyrygenta fortepian jest przydatniejszy. Kiedy rozpoczęła się fascynacja dyrygenturą? - Miałem 12 lat, wszedłem na estradę Filharmonii Pomorskiej przed koncertem, który wykonywali: Krzysztof Jakowicz i orkiestra pod dyrekcją Michaela Zilma. Zobaczyłem wówczas po raz pierwszy zapis nutowy orkiestry, od tego czasu zacząłem obserwować inne partytury, które pomagał mi zdobywać ojciec. Już wtedy zacząłeś dyrygować w domu? - Tak machałem do odtwarzanych nagrań. Potem w wieku 15 lat napisałem utwór dla szkoły (hymn) i miałem okazję zadyrygować już naprawdę. Do dziś pamiętam, jak stałem przed koncertem i bardzo przeżywałem. Kiedy się kłaniałem to nogi mi się trzęsły, na całe szczęście nigdy nie trzęsły mi się ręce. Potem była Orkiestra Salonowa. - Na początku byłem koncertmistrzem, ale szybko zacząłem dyrygować. Koleżanki i koledzy z tego pierwszego składu obecnie nieźle sobie radzą na różnych estradach i scenach. Już wtedy wiedziałeś, że będziesz studiować w Warszawie? - Raczej tak. Wówczas nie było tak wiele klas dyrygentury w Polsce, więc Warszawa wydawała się wyborem najbardziej naturalnym. Tak się szczęśliwie złożyło, że swoją klasę otwierał właśnie profesor Antoni Wit, który wziął mnie i jeszcze dwoje studentów. Bardzo się z tego cieszyłem, bo uczył mnie praktyk. Dawał nam dużo wolnej ręki, choć stawiał na olbrzymią ilość repertuaru, co procentuje do dziś.
Profesor Wit się Tobą zaopiekował! - Tak, to wówczas było ewenementem. Profesor, który był również dyrektorem Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia zatrudnił mnie na etacie swojego asystenta. Tam złapałem pierwsze kontakty i tak to się dalej potoczyło. Już wtedy myślałeś o konkursach? - Po studiach wyjechałem na konkurs do Zagrzebia, który wygrałem. Pomyślałem, że skoro mając 25 lat zadyrygowałem już niemal wszystkimi najlepszymi orkiestrami w Polsce, bo i Sinfonią Varsovia i Filharmonią Narodową, to czas wyjechać. Podjąłem studia podyplomowe w Berlinie.
Co Ci otworzyło drzwi za granicą? - To był konkurs na asystenta orkiestry London Symphony. Wybierają go m.in. członkowie orkiestry. Stanęło nas blisko 20 dyrygentów i mnie się udało. To był olbrzymi, ale jednak tylko krok, bo najwięcej dał mi kontrakt podpisany z agencją w Londynie. Twój syn też pójdzie waszą drogą? Bo żona też jest muzykiem. - Zobaczymy, poczucie rytmu ma, ale chyba jest za wcześnie, by prorokować. Ostatnio nie mieszkasz w Polsce. - Od dłuższego czasu byłem w kraju "jedną nogą". Przez ostatni rok remontowaliśmy mieszkanie w Berlinie. Jest to świetne miasto, ściąga wielu solistów. Berlin jest dla mnie najbardziej sentymentalny, tam wiele osiągnąłem i dobrze się czuję. W domu jesteś przydatny? - Dzielimy się obowiązkami, choć często w domu mnie nie ma.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA. Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką we wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
![](images/spacer.gif) |
|
|
![](images/spacer.gif) |
|