|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Marcin Chudziński |
|
2011-07-04
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 28 czerwca 2011 rokugościem w studiu Radia PiK był : MARCIN CHUDZIŃSKI
– laureat finału "Szansy na sukces" i zwycięzca tegorocznych Debiutów na Festiwalu Piosenki w Opolu.
Po tych ostatnich sukcesach posypały się jakieś propozycje? - Jak na razie nie, myślę, że minęło za mało czasu. Może trzeba poczekać tydzień – dwa …
To czekając - wypełnijmy ankietę osobową. Znak zodiaku? - Waga, rozważna i wyważona
Wady? - Zbyt ostre słowa do bliskich, wybuchowość.
To taki choleryk, który szybko przemienia się w anioła? - Jak burza się skończy przechodzę w łagodność.
Jeszcze jakieś wady? - Często się spóźniam.
Ale na koncerty jeszcze się Pan nie spóźnił? - Nie, choć kiedy były próby i treningi w Opolu, to jak zaplanowano je na 12.00 zawsze byłem o 12.30, albo jeszcze później.
Zalety? - To tak trudno mówić o sobie. Może mam dobry wpływ na innych poprzez śpiew.
A są jakieś słabości, z którymi Pan walczy? - Nałogów nie ma, ale bardzo często lubię usiąść przy kieliszku dobrego wina, z czym jak na razie wcale nie walczę.
Z nadwagą Pan też nie walczy? - Już nie, ale walczyłem dwa lata temu - przez pół roku. Udało się zrzucić 28 kilogramów w krótkim czasie. To była moja słabość do słodyczy i fast foodów.
Gdzie jest dom rodzinny? - W Grucznie. Urodziłem się w Świeciu, bo w Grucznie nie ma szpitala. Założyłem początkowo sobie, że Gruczno będzie moim miejsce na ziemi i tam spędzę resztę życia. Chciałem tam uczyć w szkole muzyki, ale po roku pracy na zastępstwie nie było dla mnie miejsca i przeprowadziłem się do Bydgoszczy. Moja żona pochodzi z Bydgoszczy, więc po ślubie zamieszkaliśmy najpierw w Bydgoszczy, a od dwóch miesięcy mieszkamy w naszym domu w Niemczu.
Jest Pan jedynakiem? - Nie, mam starszą siostrę i młodszego brata. Brat mieszka za granicą, a siostra pozostała w domu rodzinnym.
Utrzymuje się Pan jednak nie ze śpiewania, a ze sprzedaży instrumentów smyczkowych. To jakby połączenie muzyki i handlu. - Mam do czynienia z muzykami, praca mi nie sprawia wielkiej trudności. Pokochałem swoją profesję. Zbliżyłem się do tych instrumentów, mam kontakt z wielkimi sławami lutniczymi z Bydgoszczy, czy z Katowic. Tak jak śpiewanie – sprzedawanie instrumentów stało się moją pasją. Nigdy mnie nie męczy to, że nawet jak pracuję od rana do nocy. Prowadzę też zespół muzyczny, który gra na weselach – i tego się nie wstydzę.
Kto kupuje od Pana instrumenty? - Różni ludzie - początkujący i zawodowcy. Nasze instrumenty sprowadzamy ze Stanów Zjednoczonych. Firmy nie prowadzę sam, mój wspólnik rozpoczął ten interes, a ja do niego dołączyłem. Jesteśmy małą firmą, choć drugą w Polsce.
Sam Pan jest w stanie rozróżnić, który instrument jest lepszy? - Tak, po dźwięku. Dużo zależy też od użytkownika. Często dobry muzyk ma kiepski instrument.
Kto u Pana odkrył talent muzyczny? - W mojej rodzinie są tradycje muzyczne. Mój tata prowadził w latach 80-tych zespół. To był duży 9-osobowy skład, panowie grali same szlagiery, a ja siadałem na kolanach taty i słuchałem. Potem sam odkryłem, że mam słuch harmoniczny. Moja mama miała fiata 126p.- ja jadąc z nią dośpiewywałem drugi głos, do dźwięku silnika. Potem udzielałem się w Scholi w Grucznie i w Młodzieżowej Orkiestrze Dętej. A już później kończyłem klasę fortepianu w prywatnej szkole muzycznej. Jednak cały czas ciągnęło mnie do śpiewania.
I te marzenia się spełniły. Jak poszedł Pan na studia już Pan śpiewał. - Tak i miałem już świadomość, że jednak wokal to najmocniejsza moja strona. Na pierwszym roku studiów poszedłem na casting do „Szansy na sukces” i tam wystąpiłem już dziewięć razy. Były programy z Kasią Stankiewicz, zespołem De Mono, Dżemem, Piotrem Rubikiem, Lady Pank, Bajmem i jubileuszowe programy, do których zapraszała mnie pani Elżbieta Skrętkowska. Nigdy nie odmawiam występu, zresztą ostatni, który zakończył się wygraną i nagrodą w postaci występu na debiutach opolskich był najważniejszy.
To nie był Pana pierwszy występ na debiutach? - Nie, debiutowałem już w Opolu z grupą Oni, to było kilka lat temu.
Tegoroczne debiuty w Opolu już były trochę inne? - Frajdę sprawiła mi przydzielona piosenka "Kwiaty we włosach" i to, że mogłem zaśpiewać przed wielką opolską publicznością w wyremontowanym amfiteatrze. Towarzyszyła mi orkiestra Tomka Szymusia. Inaczej śpiewa się na dużej scenie. Mój występ był późno, ale może właśnie ustawienie mnie na sam koniec debiutów zaważyło o wygranej? To był mój pierwszy występ na żywo – transmitowany przez telewizję. Otrzymałem bardzo dużo gratulacji i 383 smsów – nawet mój stary telefon się zablokował. A co dziwne, że większość smsów nadesłali ludzie, których nie znam, za co jeszcze raz dziękuję.
Czy gdyby teraz pojawiła się ciekawa propozycja i zarazem wymóg podjęcia decyzji o wybraniu: śpiew czy sprzedaż instrumentów, co by Pan by wybrał. - Nigdy bym nie postawił wszystkiego na jedną kartę. Znając swój charakter kombinowałbym aby połączyć śpiewanie z moją pracą zarobkową. Sprzedawanie instrumentów jest moją podstawą i podchodzę do tego bardzo poważnie. Muzykować będę w czasie wolnym.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA. Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką we wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|