|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Małgorzata Grela |
|
2011-05-09
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 26 kwietnia 2011 rokugościem w studiu Radia PiK była : MAŁGORZATA GRELA
– śpiewaczka – sopran, solistka Opery Nova, Eliza z "My Fair Lady" i tytułowa Hrabina Marica.
foto © Marek Hofman
Na początek wypełnimy ankietę osobową. Znak zodiaku? - Wodnik Typowy? - Chyba tak, w ogóle to znak artystyczny. Mozart, Domingo urodzili się spod Wodnika. Na pewno są to takie koty chodzące własnymi drogami – indywidualiści. Wady? - Jestem niecierpliwa. Jestem osobą, która nie usiądzie tylko zawsze działa. Dla jednych jest to zaleta, dla innych wada. Zalety? - Wszystko co robię, chcę wykonać najlepiej, jak tylko potrafię i tego uczę swoje dzieci. Gdzie jest Pani dom rodzinny? - W Szczecinku, tam się urodziłam i uczyłam, ale od dwudziestu lat mieszkamy z mężem w Bydgoszczy, tu się urodziły nasze dzieci. I tu jest już mój dom rodzinny Ze Szczecinka pochodzi wielu śpiewaków? - M.in. państwo Ratajczakowie soliści bydgoskiej opery, z którymi rozpoczynałam śpiewać. Do Szczecinka przyjechała moja pani profesor Irena Maculewicz – Żejmo i to ona nas wciągnęła. Sama pochodziła ze Lwowa, wykładała na bydgoskiej Akademii Muzycznej i nas ściągała. Grała Pani na skrzypcach i śpiewała. Dlaczego wybrała Pani śpiew? - Przede wszystkim śpiewałam, a skrzypce miały mi ułatwić śpiewanie i to była dobra decyzja. Nauczyłam się wrażliwości na barwę i dynamikę utworów. Rodzice dopingowali? - Bardzo. Byli na każdym egzaminie, a było ich wiele. Z perspektywy czasu, była to niesamowita pomoc z ich strony. Na dyplomie, kiedy śpiewałam „Traviatę” tata płakał, potem tłumaczył, że zawsze widział mnie w dobrym zdrowiu, a tu na scenie umieram. Rodzice byli też na wszystkich moich przedstawieniach. Przeszła Pani wszystkie egzaminy na studiach? - Jak burza, byłam pierwsza na liście studentów – to powód do dumy. I od razu wiedziała Pani, że zostanie przyjęta do opery? - Nie, marzyłam jedynie o tym. Miała to szczęście, że na studiach współpracowałam z filharmonią koszalińską i występowałam z orkiestrą co przydało mi się w ośpiewaniu. To zauważył Pan dyrektor Figas i dostałam wiele wspaniałych ról. Ze wszystkich starałam się wywiązywać jak najlepiej. Mam swoje ulubione jak Hrabina Marica. A "My Fair Lady" ? - Uwielbiam, choć jest o wiele łatwiejsza od Maricy, to trudniejsza aktorsko. Pamięta Pani swoją pierwszą rolę? - Oczywiście – to była Mi w "Krainie Uśmiechu", było to w listopadzie 1993 roku,a w grudniu śpiewałam główną partię w "Aptekarzu" Haydna. Czego Pani nie lubi w swojej pracy? - Nerwowej atmosfery tuż przed premierą. Po studiach zaprzestała się Pani uczyć zawodu? - Wręcz przeciwnie. W 1994 roku, kiedy przygotowywaliśmy "Czarodziejski Flet" przyjechał tu fenomenalny baryton Marcin Bronikowski i polecił mnie swojej pani profesor Jadwidze Dzikównie – emerytowanej śpiewaczce Teatru Wielkiego. Nadal jestem pod jej opieką wokalną, choć w tym roku Pani profesor skończy 96 lat. Nie samą pracą człowiek żyje. Gdzie poznała Pani męża? - W Szczecinku. Jesteśmy 19 lat po ślubie, a razem 26 lat. Czym dłużej jesteśmy, tym traktujemy nasz związek bardziej dojrzale i chyba nie potrafilibyśmy żyć bez siebie. O czym rozmawiacie. Mąż jest sędzią – pani śpiewaczką? - M.in. o muzyce, choć mąż słucha zupełnie innej muzyki np. Black Sabbath albo Deep Purple i uczy tego naszego syna. Za to córka, to typowa artystka – chodzi na moje próby do teatru. To przedstawmy dzieci - Tomek starszy – ma 13 lat, a Natalia ma 6 lat, chodzi na tańce towarzyskie.
Jak Pani łączy pracę artystyczną z domem? - Jest bardzo ciężko, zawsze jedno kosztem drugiego. Jak urodziłam Tomka robiłam doktorat, jak pisałam pracę habilitacyjną urodziła się Natalia. Kobiety mają jednak dużo samozaparcia i siły w sobie. Pierwsza ciąża była świadoma? - Absolutnie tak. W piątym sezonie pracy urodziłam dziecko i bardzo szybko wróciłam do pracy. Pół roku nie minęło jak już śpiewałam wszystkie role. To część zadań domowych musiał wziąć na siebie mąż. - W ogóle nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nasze życie jest poukładane jak domino, jak jeden wypadnie, to leci nam cały dzień. Wszystko mamy poustawiane, co do minuty. Musi być Pani niezwykle zorganizowaną osobą. - Tak jest. Wszystko mam zapisany w kalendarzu, inaczej bym się pogubiła. Uczy Pani śpiewu w bydgoskiej Akademii Muzycznej. Sprawia to Pani przyjemność? - Nie spodziewałam się że będzie mi to sprawiało aż tak ogromną satysfakcję. Mam wspaniałe studentki, zawsze są przygotowane i są chętne do nauki. Nie ma niezdrowej rywalizacji, dziewczyny się dopingują nawzajem. Jest Pani w świetnym momencie pracy scenicznej. Mam nadzieję że nie myśli Pani o upływającym czasie. - Nie, absolutnie, cały czas czuję się młoda. Jak Pani dba o swoją kondycję? Wygląda Pani rewelacyjnie. - Jestem bardzo szczęśliwa zarówno w pracy jak i w życiu. Mam wspaniałą rodzinę, która daje mi wiele energii. Wchodząc do domu zapominam o wszystkich troskach. Moja praca jest bardzo ważna, ona wciąga jak bakcyl, ale musi być odskocznia, czyli normalność - dom. Na razie jestem szczęśliwa i spełniona na wszystkich frontach, to daje mi siłę do działania.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA. Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką we wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|