Niedziela 2025.02.16 Imieniny: Danuty, Julianny Posłuchaj Radia PiK w Internecie
Jesteś w:   Audycje » Zwierzenia przy muzyce » Archiwum Pogoda: duże zachmurzenie temp. 16 °C ciśn. 992 hPa » 
Wyszukiwarka
Menu
Lista przebojów
notowanie: 1174
z dnia: 17-03-2013
1 Niebezpiecznie piękny świt
Plateau
2 Lili
Enej
3 When A Blind Man Cries
Metallica
 więcej

RSS

W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.

 
 





 
 

 


Archiwum
Zofia Kilanowicz
2011-04-11

Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -
jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...
z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...

W nocy 05 kwietnia 2011  roku
gościem w studiu Radia PiK była :

ZOFIA KILANOWICZ

–  znakomita polska śpiewaczka,
była ulubionym sopranem Henryka Mikołaja Góreckiego.
Góralka z Nowego Targu. 11 lat temu dowiedziała się,
że jest chora na stwardnienie rozsiane.

Ostatnio spotkałyśmy się przed kilkoma laty, kiedy powróciła Pani po kilku latach przerwy na estradę?
- To był kolejny debiut z moim ulubionym utworem – trzecią symfonią Góreckiego "Pieśni żałosnych". Od tego czasu zaśpiewałam ponad 30 koncertów na siedząco. Jak się chce to wszystko można.

Ten drugi debiut muzyczny był dla Panu bardzo ważny.
- Bardzo, po rzucie choroby nie odbierałam telefonów, nie odzywałam się do nikogo, odcięłam się całkowicie. W 2006 roku zasiadałam w jury konkursu wokalnego imienia Paderewskiego i wówczas pani dyrektor Harendarska zaproponowała mi bym zaśpiewała w filharmonii. Byłam już wtedy na wózku i zgodziłam się na 95 procent. Pomyślałam jednak, że muszę powalczyć robiąc to i dla papieża i dla siebie. I się udało.

Jest Pani twardą osobą – można powiedzieć twarda góralka.
- Byłam na dnie, teraz mogę powiedzieć, że pływam po powierzchni.

Wróćmy do pierwszego debiutu. Jest Pani studentką profesor Heleny Łazarskiej?
- Tylko u niej się uczyłam, ona mnie traktuje jak córkę.

Kto odkrył u Pani talent wokalny?
- Zaczęłam swoją muzyczną działalność w Nowym Targu, w szkole muzycznej od skrzypiec, ale pani prowadząca chór zaprowadziła mnie do klasy śpiewu i tak się zaczęło.

Ta gra na skrzypcach się przydała?
- Tak, na skrzypcach trzeba "wysłyszeć" dźwięk. Na fortepianie naciska się klawisz i już.

Ale porzuciła Pani skrzypce?
- Nawet je sprzedałam.

Ten śpiew okazał się być bardzo ważny?
- Od dziecka śpiewałam. Jak wracałam ze szkoły mama wiedziała, bo wchodząc po schodach śpiewałam. Pierwszy mój występ solowy był na jasełkach, śpiewałam "Oj maluśki". Nigdy nie bałam się publiczności.

Po szkole muzycznej były studia. Dlaczego u profesor Łazarskiej – przypadek?
- Pani profesor wzięła mnie do swojej klasy. Początki były trudne – bolał mnie brzuch od trzymania przepony. Z panią Łazarską po prostu nadajemy na wspólnych falach.

Nagrała Pani i dzieła oratoryjno kantatowe, ale i pieśni. To ciężki kawałek chleba.
- Nagrałam wszystkie pieśni Chopina na zamówienie Japończyków, potem z londyńską filharmonią "Słopiewnie". Najlepsza jest pieśń Karłowicza "Pamiętam ciche, jasne, złote dni" - zaledwie dwie strony. Ledwie się zacznie już się kończy i trzeba coś z tym zrobić. Na konkursie Ady Sari otrzymałam za nią nagrodę.

Lubiła Pani konkursy. Nie bała się Pani rywalizacji?
- Do dziś się nie boję. Każdy śpiewa inaczej. Dlatego przypadłam panu Góreckiemu do serca? Śpiewałam od siebie.

Mimo, że śpiewała Pani na scenach operowych, to jednak dzieła oratoryjno – kantatowe leżą Pani bardziej?
- Zrobiłam siedem partii operowych w Brukseli, ale i tak mnie ciągnie do oratorium, albo do Bacha. Bardzo bym teraz chciała zaśpiewać oratorium "Stworzenie Świata".

Ten powrót na estradę był bardzo ważny i Zofia Kilanowicz narodziła się na nowo!
- Jak Fenix z popiołu. Dyrygował wówczas Tadeusz Strugała, dwa miesiące wcześniej poinformowałam go, że nie dam rady wystać. Powiedział, że nie ma problemu i wprowadził mnie na wózku na estradę.

Jak wygląda dziś Pani dzień?
- Trzy razy w tygodniu mam rehabilitację. Wtedy leżę na podłodze i mówię "Ideał sięgnął bruku". Mam swoją rehabilitantkę i mam dobrych przyjaciół, na których mogę liczyć. Męża też miałam, ale przestraszył się mojej choroby.

Czy ma Pani zawodowo na coś ochotę? Może uczyć?
- Jak stanę na nogi to pójdę, a jest szansa.

Ale jako góralka nie jest Pani zawsze aniołem?
- Po prostu jestem Zośką i w Zośkę urodzona. Święta Zośka miała trzy córki: Wiarę, Nadzieję i Miłość. Jak się niekiedy nie wydrę to się we mnie gotuje, a to nie jest najlepsze dla zdrowia.

Ten optymizm i wiara w siebie jest bardzo potrzebny.
- Bez tego nie było by mnie tu cztery lata temu. W 2000 roku, kiedy zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane, dostałam propozycję występu w scenicznym wykonaniu "Króla Rogera", na otwarcie sezonu Filharmonii Krakowskiej - nie powiedziałam nie. Nikt nie wiedział o mojej chorobie, zaśpiewałam. Po koncercie z gratulacjami przyszła pani profesor Łazarska, dopiero jak jej powiedziałam co mi jest, to ją zatkało. Mogłam się poddać, położyć się, patrzeć w sufit i czekać na zmiłowanie boskie. Cztery lata temu nie powiedziałabym, że będę taka mocna, a jestem. Zdopingowała mnie moja sąsiadka – kiedy mówiłam, że nie będę śpiewać, ona zawsze wierzyła we mnie. Dziś dziękuję pani Wiktorii, że się udało i śpiewam, a to, że na siedząco – to co. Jeszcze będziemy chodzić, jeszcze pójdziemy na dyskotekę. Przyjadę wtedy do Bydgoszczy.

Trzymam Panią za słowo!
- I nawzajem. /śmiech/


Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA.
Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką
we wtorki o godz.23.03
oraz w soboty o godz. 15.05.



wstecz
realizacja: ideo Polskie Radio PiK|UKF 100,1 MHz|Włocławek 100,3 MHz|Brodnica 106,9 MHz
ul.Gdańska 48, 85-006 Bydgoszcz, tel.+48 (52) 32 74 000, fax+48 (52) 34 56 013, e-mail:
start wstecz do góry