Niedziela 2024.05.05 Imieniny: Ireny, Waldemara Posłuchaj Radia PiK w Internecie
Jesteś w:   Audycje » Zwierzenia przy muzyce » Archiwum Pogoda: duże zachmurzenie temp. 16 °C ciśn. 992 hPa » 
Wyszukiwarka
Menu
Lista przebojów
notowanie: 1174
z dnia: 17-03-2013
1 Niebezpiecznie piękny świt
Plateau
2 Lili
Enej
3 When A Blind Man Cries
Metallica
 więcej

RSS

W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.

 
 





 
 

 


Archiwum
Roman Kotzbach
2011-03-28
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -
jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...
z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...

W nocy 22 marca 2011 roku
gościem w studiu Radia PiK był :

Profesor
ROMAN KOTZBACH

specjalista ginekolog położnik, kierownik Katedry Pielęgniarstwa i Położnictwa,
Zakładu Położnictwa Collegium Medicum UMK.

Na początku wypełnijmy ankietę osobową. Znak zodiaku
- Strzelec – najlepszy znak, dobry, porządny, uczciwy?

A inne zalety?
- Niektóre są już wadami, jak pedantyczność. Wypominają mi to najbliżsi współpracownicy i żona.

To czas na wady?
- To właśnie ta dokładność, a o reszcie niech mówią inni.

A z jakimi słabościami Pan walczy? Może jakieś nałogi?
- Największym nałogiem jest praca. O szóstej rano wstaję i jadę do pracy bo rano można wiele zrobić. A poza tym jak tylko mogę to o dwunastej wyjeżdżam bo jako kierownik katedry nie jestem związany z czasem do drugiego mojego domu - na Zawiszę.

Co tam Pan robi?
- Biegam, ruszam się na siłowni. Wyznaję dewizę – ruch to życie, życie to ruch. To daje efekty, tym bardziej, że sportem parałem się wyczynowo. Innych nałogów nie mam, a sam jestem wrogiem palenia.

Bydgoszcz jest miastem rodzinnym?
- Oczywiście, to moje ukochane miasto. Urodziłem się przy ul. Kordeckiego. Kocham Bydgoszcz, cieszę się kiedy miasto pięknieje jak budynek opery, Wyspa Młyńska, niedaleko ma być wybudowana marina, czy fontanna Potop, do której budowy też się dorzuciłem.

A jak wypowiem – bazylika Wincentego a'Paulo to jakie ma Pan wspomnienia?
- Co dnia spoglądam na ten budynek, patrzę z boku na wejście do kaplicy akademickiej, gdzie uczestniczyłem w spotkaniach opozycji solidarnościowej prowadzonych przez księdza Józefa Kutermaka.

Ale były i bolesne spotkania przed bazyliką.
- Chce Pani bym powrócił do pewnego pierwszego maja kiedy odebrałem teczkę z aparatem fotograficznym funkcjonariuszowi SB. Teraz jest to eksponat wystawy IPN.

Na ul. Kordeckiego mieszkała rodzina Kotzbachów?
- Tam mieszkali moi rodzice. Po wybuchu wojny niedaleko rozstrzeliwano Polaków. Było nas w sumie sześcioro, jedna ze sióstr zmarła w czasie okupacji na anemię złośliwą, jedynego brata pochowałem kilka tygodni temu, zmarła też niedawno moja siostra, mama Aleksandra Fedorowicza – tłumacza prezydenckiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Została nas trójka, dwie siostry i ja.

W którym momencie wybrał Pan medycynę?
- W mojej rodzinie nie ma powiązań medycznych, obaj moi dziadkowie byli policjantami. Sam chodziłem do piątego liceum, które było znane z tego, że chodzili tam rozrabiacy. Moja pani od biologi, która powiedziała, że jej kaktus wyrośnie jak zdam maturę, przymuszała mnie do nauki biologii. Wybrałem Akademię Medyczną w Szczecinie dlatego, że biegałem wyczynowo i moim trenerem w kadrze Polski był pan Edmund Potrzebowski, który później stworzył lekką atletykę na Kubie, znany sprinter, mistrz olimpijski Alberto Juantorena był jego wychowankiem. I tak łączyłem studia z bieganiem. Sport jest jednym z rozdziałów mego życia, dzięki niemu mam takie cechy jak upór czy dyscyplina. Ale wiedziałem, że na sporcie nie można budować życia i dlatego wybrałem medycynę.

Jak godził Pan sport i medycynę?
- W Szczecinie w związku z tym, że byłem w kadrze miałem wiele udogodnień. Trenowałem niekiedy biegając po autostradzie. Zresztą koledzy wiedzieli, że jak oni szli na zabawę, to ja biegałem.

Po Szczecinie powrócił Pan do Bydgoszczy?
- Tak, od razu do szpitala. Studia zakończyłem z nagrodą w marcu, a pierwszego maja miałem już dyżury w pogotowiu. Pracowałem w szpitalu nr 1 przy ul. Curie Skłodowskiej. Żałuję, że w roku 1980 czasowo przenieśli nas do szpitala wówczas 30-lecia dziś Biziela. Dziś wiemy, że to nie było czasowe, bo już nie wrócimy do szpitala Jurasza.

Ile lat pracuje Pan w szpitalu?
- Mam liczyć? /śmiech/ Ponad 40 lat, to był 1977 rok. Jako lekarz będę pracował do końca, uczę młodych i cieszę się jak widzę studentów, którzy chcą się czegoś nauczyć.

To powiedzmy o działalności opozycyjnej.
- To kolejny fragment mojego życia. Pochodzę z rodziny bardzo patriotycznej. Generał Stanisław Rychłowski, który z Napoleonem szedł pod Moskwę był pradziadkiem mojej babci. O Polskę walczyli moi przodkowie, moi rodzice walczyli w AK i dlatego jak przyszły lata 80 włączyłem się w ruch solidarnościowy. Ten okres jest częścią mojego życia.

A jak postrzegali pańską działalność Pana przełożeni.
- Mój szef, który był po drugiej stronie przymykał jednak oko na moją działalność. Jak mnie aresztowano nawet poszedł do Prokuratury żądając by mnie wypuścili bo musimy jechać na sympozjum naukowe, ale niestety nie posłuchano go. Najbardziej mi miło, że żaden z lekarzy nagabywanych do współpracy z SB, aby donosić na doktora Kotzbacha nie zgodził się. To świetnie świadczy o moich kolegach.

Jest Pan użyteczny w domu?
- Pomagam jak mogę. Robię zakupy, lubię pracować w ogrodzie, w domu jest zawsze coś do zrobienia.

Jaka muzyka towarzyszy Panu?
Kiedyś słuchałem piosenek przedwojennych, ale moim idolem jest Włodzimierz Wysocki. Jak mam stan depresyjny to słucham jego piosenek.



Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA.
Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką
we wtorki o godz.23.03
oraz w soboty o godz. 15.05.



wstecz
realizacja: ideo Polskie Radio PiK|UKF 100,1 MHz|Włocławek 100,3 MHz|Brodnica 106,9 MHz
ul.Gdańska 48, 85-006 Bydgoszcz, tel.+48 (52) 32 74 000, fax+48 (52) 34 56 013, e-mail:
start wstecz do góry