|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Zdzisław Pająk |
|
2011-01-24
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...W nocy 18 stycznia 2011 rokugościem w studiu Radia PiK był : ZDZISŁAW PAJĄK
– dziennikarz muzyczny Polskiego Radia PiK, autor popularnej audycji "Były to piękne dni", autor dwóch książek: biografii Erica Burdona i Erica Claptona.
Na początek wypełnimy ankietę osobową. Znak zodiaku? - Najlepszy To pewnie Skorpion? - Tak Wady? - To, że nie jestem do końca sumienny, Jak sobie coś zapowiem, to nie zawsze udaje mi się to zrealizować. A inne? - Trzeba by porozmawiać z najbliższymi. Muszę wkładać dużo wysiłku by dotrzymywać danego słowa. Zalety? - Najważniejsza to chyba pracowitość, jak już się za coś zabiorę to staram się to dobrze zrobić. Gdzie się mieści dom rodzinny. - Czuję się bydgoszczaninem, choć urodziłem się daleko stąd w Zamościu. Nawet mam takie, może nie marzenie, ale pragnienie by tam jeszcze pojechać. Od dnia urodzin tam nie byłem. Mój ojciec był wojskowym i często przemieszczaliśmy się po Polsce. Mieszkaliśmy w Lublinie, Warszawie i Toruniu, a jak miałem 8 lat przyjechaliśmy do Bydgoszczy. Nasz dom znajdował się niedaleko radia, przy ulicy Cieszkowskiego. Miałem takie szczęście, że mieszkaliśmy vis a vis filii biblioteki, co skutkowało, że w pierwszym roku przeczytałem wszystkie książki dla dzieci w moim wieku. To z kolei spowodowało, że zapałałem miłością do książek.
Po szkole podstawowej poszedł Pan do technikum. - Moim życiem zawsze rządził przypadek. Pod koniec szkoły podstawowej zaprowadzili nas do szkoły spożywczej, nawet mi się to spodobało, bo było tam laboratorium chemiczne, postanowiłem tam iść. Przyszedł jednak do mnie mój kolega z klasy, który zachęcił mnie do pójścia do klasy radiowej, przy technikum mechanicznym. Miałem to szczęście, że chodziłem do klasy z przyszłym wojewodą, niedaleko mnie siedział mój późniejszy kolega z radia Paweł Janicki. Po technikum trafił Pan prosto do radia? - To też był przypadek. Jeden z moich kolegów powiedział, że radio szuka techników radiowych na staż i tak tu trafiłem. A studia? - Wówczas to się nazywało Wyższa Szkoła Inżynierska a dziś Uniwersytet Technologiczno - Przyrodniczy. Ale zaczął Pan jako technik, a nie dziennikarz? - O dziennikarstwie w ogóle nie myślałem. Zakładałem taśmy, potem wytypowano mnie bym został realizatorem. Ponieważ muzyka zawsze mnie interesowała, nawet amatorsko grałem na gitarze, któregoś dnia zacząłem oprawiać muzycznie audycje. Wtedy wchodziła na antenę nowa audycja "Młoda godzina" z młodymi prezenterami, którymi byli Krzysztof Rogoziński, Danka Maciejewska, Konstanty Dombrowicz i Danusia Hering. Potem były pierwsze wywiady, pisałem scenki – audycji, potrzebowałem dużo czasu by rozwijać skrzydełka. A pamięta Pan swoją pierwszą audycję? - Przez długi czas audycje, które przygotowywałem czytał spiker, bo ja nie miałem „Karty mikrofonowej”. Pamiętam, że chciałem zdawać na kartę, ale ktoś powiedział, że nie mam głosu radiowego. Dopiero kiedy pojechałem na staż do Warszawy, wówczas zaproponowano mi zdanie egzaminu i zdałem. W 1982 roku rozstał się Pan z radiem... - Ja nie chciałem się rozstawać, to ze mną się rozstano. Komisja weryfikacyjna po ogłoszeniu stanu wojennego wyrzuciła mnie z radia. Ta przerwa jak długo trwała? - Do końca lipca 1990. Do powrotu namówił mnie Michał Jagodziński, który został redaktorem naczelnym i przekonał mnie bym wrócił, a mieszkaliśmy wtedy z całą rodziną w Niemczech. To nie była tylko moja decyzja, ale i całej rodziny. Co czuje człowiek, który jest związany ze swoją firmą, a go wyrzucają. - Szybko poszedłem do pracy – byłem barmanem w klubie Medyk, ale była we mnie zadra. Wyrzuciłem nawet wszystkie teksty audycji i nie sądziłem, że coś się zmieni. Zamknął Pan ten rozdział wyjeżdżając z kraju? - To był też przypadek. Chcieliśmy wyjechać i pokazać dzieciom inny świat, ale nie myśleliśmy o wyjeździe na stałe. Znaliśmy już język , dzieci chodziły do szkół niemieckich , nie wiedzieliśmy jaka jest sytuacja w kraju. Jak przekroczyliśmy granicę Polski wróciła miłość do radia i nie było już ratunku. Prócz pracy w radiu zaczął Pan pisać książki - Już w Niemczech pisałem pierwszą książkę o Ericu Burdonie. Parę miesięcy przed przyjazdem Burdona do Polski, po 30 latach zadzwonił do mnie organizator koncertu i dał mi 3 miesiące na jej dokończenie. Książkę wręczyłem Burdonowi na koncercie. Drugą książkę zacząłem pisać po po wakacjach w Hiszpanii, gdzie zobaczyłem okładkę magazynu gitarowego z Claptonem na okładce, pomyślałem "czemu nie on". Książkę skończyłem też tuż przed przyjazdem Claptona do Polski. Niestety nie wiem czy trafiła do rąk samego Claptona, bo odebrał ją organizator koncertu. Na emeryturze ma Pan więcej czasu? - Chyba nie, ale my w ogóle szybciej żyjemy. A jak już ma Pan ten wolny czas, to co Pan robi? - Piszę kolejną książkę tym razem o Jimi'm Hendrix'ie. Pozostały czas jest zajęty, uczestniczę w festiwalach muzycznych, prowadzę koncerty. Odpoczywam np. w Dolinie Charlotty na festiwalu. A w domu jest Pan przydatny? - Dawniej remontowałem, tapetowałem, dziś już siły nie te, ale wbiję gwóźdź jak trzeba, coś przykręcę. A kuchnia – wchodzi Pan do niej? - O nie, to pozostawiam żonie, ona to robi najlepiej i nie chciałbym z nią konkurować.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA. Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką we wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|