– perkusista, kompozytor, aranżer, producent, agent muzyczny.
Ostatnio często występujesz w Bydgoszczy?– Chyba dusza agenta tu zadziałała. Jestem gospodarzem cyklu koncertów w Uniwersytecie Technologiczno – Przyrodniczym, w ramach którego już odbyło się pięć koncertów z udziałem Jarka Śmietany, Krzesimira Dębskiego, Zbigniewa Namysłowskiego. I ostatnio zagrałem projekt z kompozycjami Komedy z Leszkiem Kułakowskim, jego synem Piotrem i Dominikiem Bukowskim. A w Węgliszku podczas Drums Fuzji zagraliśmy zupełnie nowy program. Zarówno w Audytorium Novum jak i w Węgliszku przyszły tłumy co mnie bardzo cieszy.
Przejdźmy do ankiety osobowej.... Znak zodiaku?– Strzelec.
Typowy?– Prawdziwy – 12 grudnia, ale nie wierzę w horoskopy, jak je czytam to się śmieję.
Masz wady?– Pewnie. Mój kolega powiedział, że jestem radykalny, bo umówiony na godzinę 9.00 na rozmowę z właścicielem legendarnej fabryki perkusji Gretsch, wyszedłem z hotelu kwadrans przed czasem, żeby się nie spóźnić.
Ale to raczej zaleta!– Nie twierdzę, że jestem idealny. Nie jestem wrażliwy na krytykę. Chociaż był czas, że jakiś dziennikarz, wychodząc po pierwszym utworze z mojego koncertu z Marcinem Jahrem napisał, że to jest porażka, a koncert zakończył się owacją. Zacząłem więc z nim polemizować. Tak więc niekiedy zbyt nerwowo reaguje na krytykę.
A zalety?– Konsekwencja. Popełniłem parę błędów, które spowodowały, że znalazłem się poza środowiskiem i wtedy moja działalność oscylowała wokół środowisk zagranicznych.
A co zrobiłeś?– Dałem się zarazić taką butną postawą, narzucałem swoje poglądy młodszym muzykom, co nie zawsze się podobało. Na szczęście rozwinąłem kontakty zagraniczne, szczególnie w Niemczech. Potem zacząłem się z tego zachowania wycofywać i to mi pomogło. Nagrałem się jazzu klasycznego w zespole Jana Ptaszyna Wróblewskiego i nawet z Jarkiem Śmietaną, byłem dla dziennikarzy niewidocznym muzykiem. Fotoreporterzy nie zauważają perkusistów, więc przemeblowałem ustawienie swojego zespołu by być dostrzeganym.
Gdzie jest Twój dom rodzinny?– W Bydgoszczy
Ale masz korzenie rodzinne na Wybrzeżu?– Ożeniłem się z Gdynianką i mam tam teściów. A w Bydgoszczy mój dom rodzinny był na ulicy Dworcowej 96. Wspominam go bardzo miło. Mieszkaliśmy w dużym mieszkaniu z siostrami mojej mamy.
Dreptałeś do szkoły muzycznej?– Na początku nie. Słuchałem różnych płyt i ostukiwałem rytm na garnkach i parapetach. Dopiero w siódmej klasie poszedłem do szkoły muzycznej, do klasy profesora Mazugi. Molestowałem tak skutecznie profesora, że po roku w klasie znalazł się obok kotłów, wibrafonu i innych instrumentów zestaw perkusyjny marki Polmuz i wtedy na tyle się zatraciłem w grze na perkusji, że było szybko wiadomo, że trzeba mnie spisać na straty w filharmonii, bo pójdę na studia jazzowe do Katowic.
I Twoim guru był Steve Gadd?
– Bardzo go lubiłem słuchać, nawet przepisałem jeden jego utwór grany z Chickiem Coreą, który potem zagraliśmy na dyplomie.
Tam spotkałeś Jarka Śmietanę?– Jarek Śmietana chyba zauważył mnie na koncercie w krakowskich Jaszczurach. Dostałem od niego propozycję gry w zespole Extra Ball kiedy byłem na trzecim roku studiów.
Ta współpraca trwała długo?– Do końca lat osiemdziesiątych – jakieś 10 lat. Mieliśmy dużo roboty, a ja jeździłem między Katowicami, Krakowem, Gdynią, gdzie miałem narzeczoną i Bydgoszczą.
Masz pozamuzyczną pasję!– Tak, to raczej dbałość o swoją kondycję. Jeżdżę na rowerze i to dość intensywnie. Swego czasu na targi muzyczne do Krakowa pojechałem rowerem. Trasę pokonałem zupełnie spokojnie w trzy dni. Jak podjechałem pod czterogwiazdkowy hotel wzbudziłem zainteresowanie, a jak się dowiedzieli skąd przyjechałem mój rower został bardzo dobrze potraktowany i zaparkowany w centrum biznesowym. Do Gdyni mam taką trasę, która zapewne się nie śniła przewodnikom turystycznym. Jeżdżę łącząc trasy wycieczkowe, asfaltem – pośród lasów. Na rowerze przejechałem jakieś 35 tysięcy kilometrów, do Gdyni docieram po 12 godzinach.
Ale jeździsz tylko latem?– Oczywiście, wczoraj widziałem gościa, który w śniegu jeździł po ulicy. To nie ma sensu, to jest walka z autobusami.
Masz jakiś projekt, którego jeszcze nie zdążyłeś zrealizować?– Jasne, że tak. Nagrałem na komputerze instrumentację na orkiestrę kameralną do pewnego mojego projektu. Moim marzeniem, jest zagrać go z prawdziwą orkiestrą symfoniczną.
Życzę Ci zatem zrealizowania tego projektu.