|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Korneliusz Pacuda |
|
2010-12-01
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę - jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką... z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami...
W nocy 23 listopada 2010 roku gościem w studiu Radia PiK był :
KORNELIUSZ PACUDA
– dziennikarz, krytyk muzyczny, znawca muzyki country, honorowy obywatel stanu Tennessee, Mrągowa i Leska. Honorowy prezes Stowarzyszenia Muzyki Country. Twórca klubu big-beatowego przy Radiostacji Harcerskiej /1962 r/.
Na początek ankieta osobowa. Imię i nazwisko znamy, czy był jakiś pseudonim? - Korek, ale część moich przyjaciół obecnie już się krępuje do mnie tak się zwracać, bo Pan w moim wieku z siwymi skroniami i Korek, a Rysiek Rynkowski nawet nazywał mnie Kornek. Znak zodiaku? - Panna. Miałem być Wagą, ale mamusia przesuwała szafę. Chciałem być artystą, nawet uczyłem się gry na fortepianie, ale talentu nie miałem. Bardziej ciągnęła mnie piłka. Mój tato siadał do fortepianu i grał, nawet potrafił naśladować Armstronga, a ja miałem drewniane palce. Mój tatuś był tzw. prywatną inicjatywą, więc mieliśmy parę groszy. Wówczas płyty były nie do zdobycia, poznawałem kolegów, którzy też zbierali czarne krążki. Właściwie od jazzu zszedłem do rock and rolla, a potem do country. Gdzie znajduje się Pana dom rodzinny? - W Warszawie, nawet brałem udział, jako bardzo mały chłopiec, w łapance. Mój ojciec postanowił nas z mamą wysłać na wieś, sam też w ostatniej chwili zdążył uciec. Może dzięki temu żyję. Po szkole średniej były jakieś plany? - Moja rodzina uważała, że trzeba mieć porządny zawód. Miałem zostać inżynierem, dostałem się na Politechnikę, nawet odbyłem praktyki robotnicze. Tam miałem trochę czasu i napisałem do Witka Pogranicznego, który prowadził audycję w rozgłośni harcerskiej, że mam sporo płyt. Tak zacząłem współpracę z radiem. Jest Pan przywiązany do swoich czarnych płyt? - Owszem, ale nie mam czasu ich słuchać. Ile ich jest? - Około 3 tysięcy, nawet część przegrałem na kompakty, są tam również rarytasy. A kompakty? - Jakieś 5 tysięcy by się znalazło. I tylko Country? - Nie, jest też muzyka jazzowa i klasyczna. Np. mam nagrania z Chopinem, którego uwielbiam i z Paderewskim też. Wie Pani, że w Warszawie nie ma ulicy Paderewskiego? A w Bydgoszczy jest! - Gratuluję, to był wspaniały facet. Jak Pan sądzi, dlaczego w stacjach radiowych i telewizyjnych bardzo trudno przebija się muzyka country? - Bo ktoś wymyślił, że Country to wieś, więc nie każdy chce się przyznać, że jest ze wsi. Po drugie jest to muzyka dość prosta, ale jest tam zawsze jakaś historia. Trzeba znać język i jest to często bariera nie do pokonania. Country jest muzyką tradycyjną, mało jest tam elementów szpanerskich. Wydałem płytę i żeby nie kojarzyła się z country nazwałem ją "Spirit of the South". Piotrek Kaczkowski kiedyś powiedział, że muzyka Country to takie amerykańskie disco-polo. To jest uproszczenie, na które nie mogę się zgodzić. Tekst jest ważny, o wiele ważniejszy od muzyki. Jak Pan ocenia próby muzyków country w Polsce? - Są na różnym poziomie. Młodzi nie przychodzą, może dlatego że w Polsce mamy za dużo barier. Najważniejsze by puszczać w radiu bezpieczną muzykę, stąd ta sieczka na antenach, która sprawia, że są one nie rozróżnialne. Zresztą wielu amerykańskich muzyków łamie granice i nie śpiewa tylko country, ale skłania się w kierunku popu. Ma Pan jakieś pozamuzyczne pasje? - Filozofia. Mam własny system filozoficzny, ale nie chwalę się bo uważam, że to nie wypada by countrowiec zajmował się filozofią. Piszę również sztuki, ale nie chcą ich grać, może są marne. Wysłałem nawet sztukę "Gdzie jest kasa" do dyrektora Teatru Polskiego. Jeden dyrektor z Poznania mi do tej pory jedynie odpowiedział, że nie czytał, ale mam się zgłosić na konkurs. Piszę niemodnie – bo piszę tradycyjnie. Napisałem też musical o Martinie Mrozie – kowboju, który został zastrzelony przez rewolwerowców Johna Hurdina. To musical dla teatrów muzycznych, muzykę napisał Robert Szymański, kompozytor, który początkowo grał w zespole heavy metalowym. To smutna historia, kończy się źle? - Ale my napisaliśmy dobre zakończenie. Mroz nie ginie, bo strzelano do niego ślepakami. Na koniec słyszymy piękny gospel. Musical był wystawiony? - Jeszcze nie, on niedawno powstał. Teatry wolą grać "Lemoniadowego Joe". Wojtek Kępczyński – szef teatru Roma stwierdził, że woli grać znanych twórców. To życzę wystawienia i sztuk i musicalu! - Bardzo dziękuję.
Zwierzenia przy muzyce notowała MAGDA JASIŃSKA. Zapraszamy do słuchania wywiadów wraz z muzyką we wtorki o godz.23.03 oraz w soboty o godz. 15.05.
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|