Co tydzień
- w nocy z poniedziałku na wtorek -
między północą a godziną 3.00,
jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką...
z niecodziennymi gośćmi...
niecodziennymi tematami...
Po północy nadchodzi najlepsza pora na
zwierzenia przy muzyce...
W nocy z 30/31 sierpnia
gościem w studio Radia PiK był:
DAMIAN DAMIĘCKI
- popularnym i bardzo cenionym
aktorem.
znak zodiaku:
Nie przywiązuje do tego wagi,
ale podobno rak.
stan cywilny:
Żonaty, recydywista.
Obecna żona Grażyna Brodzińska,
poprzednia Barbara Borys Damięcka
z którą mamy wspaniałego syna
Grzegorza.
hobby:
Nie powinienem zdradzić swojego hobby,
bo to jest bardzo niebezpieczne.
Lubię konserwować stare przedmioty.
Jeżdżę do Kielc, gdzie pod okiem
świetnego fachowca pana Czesia,
reperuje różne starocie.
wady:
Ja składam się z samych wad
tylko proszę nie mówić o tym mojej żonie.
W pracy staram się być obowiązkowy,
a w życiu prywatnym to roztrzepanie
i nie przywiązywanie wagi
do planów, kalendarza.
zalety:
Tak mi się wydaje że, troskliwość,
uczciwość, rzetelność w tym co robię.
Potrafię uszyć żonie sukienkę,
napisać tekst arii operetkowej,
heblować, wbijać gwoździe,
otynkować kawałek muru,
ugotować i...
kilka innych
rzeczy.
W domu
Urodziłem się w 1941 roku
w Podszkodziu, koło Ostrowca Świętokszyskiego,
zupełnie pod innym nazwiskiem, jako Damian Bojanowski.
Ojciec przybrał to nazwisko, bo cała Warszawa była oblepiona
listami gończymi, poszukującymi jego.
Oczywiście jestem warszawiakiem.
Muszę się zwierzyć, że brat Maciej nie jest moim bliźniakiem.
Kiedy wychodzę na estradę mówię, iż jestem starszy od niego
o dwa i pól roku, że jestem ten wyższy, przystojniejszy i zdolniejszy,
ludzie biją brawo, przyjmując to za dobrą monetę.
Mój brat ze sceny mówi to samo i ludzie także mu wierzą.
Bardzo dobrze zapamiętałem przyśpiewki ludowe śpiewane
przez naszą gosposię panią Maryjkę, pochodzącą z Kujaw.
We wczesnej młodości miałem wiele marzeń.
Chciałem być ułanem i jeździć konno, chciałem być kominiarzem,
furmanem, a już w Warszawie z dumą i zazdrością
spoglądałem na faceta, który chodzi po parku z kijem,
zakończonym gwoździem i na ten gwóźdź nakłuwa papierki.
Powracając do rodziców, trzeba wspomnieć że, ojciec był
znakomitym aktorem, reżyserem, dyrektorem teatru,
działaczem ZASPu przedwojennego i Rady Teatru
w okresie okupacji, stąd te kłopoty okupacyjne.
Później był praktycznie zamęczony podczas
nieustannych, nocnych przesłuchań przez UB.
Przywożono go tylko na przedstawienia.
Niestety zmarł w 1951 roku w pełni sił twórczych.
Ojciec, wspaniały człowiek, żołnierz legionów,
był zawsze dla mnie ideałem. Kiedykolwiek w życiu
chciałem jakoś skrewić moralnie i pójść na jakąś łatwiznę,
to zawsze przed oczami miałem ojca i jego etos,
o którym się w domu bez przerwy mówiło i po prostu w życiu
nie robiłem nic haniebnego, bo byłoby mi potwornie wstyd.
Moja mama również aktorka, reżyser, dyrektor teatrów,
po wojnie tworząc od podstaw wiele scen teatralnych.
Mój kontakt ze sztuką operową i operetkową był bardzo wczesny.
Na spektakle byłem zabierany przez rodziców lub gosposię.
Dla mnie najpiękniejszym momentem było
strojenie się orkiestry,
przed rozpoczęciem
poszczególnych
aktów.
W średniej szkole
Tuż po wyzwoleniu zamieszkaliśmy w Alejach Ujazdowskich
w Klubie Aktora a później na Żoliborzu.
Chodziłem do bardzo dobrej szkoły zwanej wtedy RTPD
– Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci.
To liceum ogólnokształcące wykształciło wielu znanych ludzi.
Między innymi absolwentem tej szkoły
jest znakomity kardiolog
prof. ZBIGNIEW RELIGA.
Wraz z MARKIEM KOTAŃSKIM uczyliśmy się rok dłużej,
bo nas nie dopuszczono do matury.
Cała klasa stanowiła bardzo zgraną grupę, do tego stopnia
że do dziś spotykamy się co najmniej dwa razy w roku.
W czasach licealnych niepodzielnie
panował rock&roll
i BILL HALEY.
Także szaleństwo, twist. Tu mała dygresja.
Kiedy mój szesnastoletni syn poprosił mnie
żeby w domu zorganizować prywatkę, odparłem:
"naturalnie - mam nadzieję, że w trakcie prywatki
zaprosisz mnie, żebym koleżankom i kolegom
pokazał jak się tańczy twista".
Syn natychmiast zrezygnował.
Jak już wspomniałem nie byłem orłem w szkole,
chyba z gimnastyki miałem piątkę.
Wspaniali i wyrozumiali profesorowie
podobno twierdzili, że byłem
inteligentnym
uczniem.
Studia
To od początku nie było takie oczywiste,
że wybiorę szkołę teatralną.
Fascynowała mnie sztuka plastyczna.
Złożyłem papiery i prace do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Malowałem nawet "oleje". Na szczęście we wcześniejszym terminie
odbywały się egzaminy do Wyższej Szkoły Teatralnej
i kiedy zostałem przyjęty nie zawracałem sobie głowy plastyką.
Na trzydzieści miejsc było sześćset kandydatów.
Później się jeszcze połowa wykruszyła.
To pozornie wygląda, że pochodząc z aktorskiej rodziny
jest łatwiej dostać się do szkoły i studiować.
Najczęściej stawiano mi większe wymagania, właśnie z tego powodu.
Zajęcia wypełniały prawie cały dzień, jednak znajdowałam czas
na treningi gimnastyki przyrządowej i szermierki.
Z ogromną przyjemnością uczestniczyłem w obozach sportowych.
Wieczorne tańce były formą treningu.
Pamiętam, po dyplomie - kąpiel w Dziekance,
bo tam była fontanna.
Z radości wszyscy
wskoczyliśmy
do wody.
Rano i wieczorem
O Jezu - nie! Nie lubię wcześnie wstawać.
Normę wyznacza teatr. Jak jest próba to się śpi
do dziewiątej, a jak jej nie ma to troszkę dłużej.
Jednak, kiedy jesteśmy w naszym domku na wsi,
to bardzo lubię wstać o świcie i obserwować naturę.
O poranku, w takim porannym słońcu najpiękniej wygląda
zroszona pajęczyna, rozpięta między gałązkami.
To można na to długo patrzeć.
Jeśli chodzi o patrzenie, wolę ekran pralki niż telewizora.
Włączam pralkę, siadam na wannie i obserwuję jak ta bielizna
przesuwa się, kotłuje w tym oku, bulaju.
To może nieprawdopodobne,
ale kiedy tylko chcę sobie poprawić nastrój,
to zawsze nastawiam płytę PIOTRA LESZCZENKI
i jego nastrojowych romansów.
Wieczorem najczęściej nagrania wybiera GRAŻYNA
moja małżonka. Wie, że lubię światowe przeboje
amerykańskie a także kabaretowe piosenki
HANKI ORDONÓWNY no i mojego znakomitego
profesora, mistrza
LUDWIKA SEMPOLIŃSKIEGO.
Jego "Tomasz" jest
niepowtarzalnym
mistrzostwem
świata.
Jestem dumny
Wydaje mi się, że miałem ogromne szczęście
być w Teatrze Współczesnym u Aksera.
Dzisiaj jestem szczęśliwy, że w mojej karierze,
jestem po raz trzeci w tym teatrze.
Miałem niesamowite szczęście pracować
z KAZIMIERZEM DEJMKIEM,
wielkim, wspaniałym człowiekiem
z którym naprawdę trudno się
współpracowało.
Miałem możliwość zagrać u niego
tytułową rolę w "Żywocie Józefa"
i parę innych ról, z których jestem dumny.
Bardzo dobrze wspominam rolę Papkina
w reżyserii ANDRZEJA ŁAPICKIEGO
w Teatrze Polskim, ale w tej chwili
największą dumą jest mój
pięciomiesięczny wnuk ANTONI,
przepiękny chłopiec.
Utwór powodujący erotyczny nastrój
Taki nastrój z całą pewnością
powoduje "WALC PIZZICATO"
w wykonaniu
GRAŻYNY BRODZIŃSKIEJ.
Trzy płyty
Na bezludną wyspę, na trzy tygodnie,
zabrać tylko trzy płyty,
to stanowczo za mało.
Ograniczę się do absolutnie największych, moich idoli.
Pierwsza z nagraniami mojej małżonki - GRAŻYNY BRODZIŃSKIEJ
druga to już wspomniane romanse PIOTRA LESZCZENKI
no i oczywiście mojego ukochanego kompozytora
muzyki klasycznej - FRYDERYKA CHOPINA
w bardzo dobrym wykonaniu
ARTURA RUBINSTEINA.
Dedykacje
Rymskiego Korsakowa - "Lot trzmiela"
dedykuję GRZEGORZOWI i ANTOSIOWI
Damięckim.
Zwierzenia przy muzyce notował
RYSZARD JASIŃSKI
zapraszając jednocześnie do słuchania
wywiadów wraz z muzyką
w programach nocnych
(z poniedziałku na wtorek)
Po północy - o godz.0.10
na antenie
POLSKIEGO RADIA PiK.
|