|
 |
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
 |
 |
 |
|
 |
|
 |
Archiwum |
 |
|
 |
Jacek Soliński |
 |
2007-05-01
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -
między północą a godziną 01.00, jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką... z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami... Po północy nadchodzi najlepsza pora na zwierzenia przy muzyce...
W nocy z 24 na 25.04. 2007 gościem w studio Radia PiK był:
JACEK SOLIŃSKI
artysta malarz, współwłaściciel galerii autorskiej Kaja - Soliński.
galeria autorska Kaja-Soliński Nasza galeria jest bardzo prywatną, bardzo osobistą zarówno dla tych, którzy prezentują swoją twórczość jak i dla tych, którzy przychodzą. Sądzę, że obecność wszystkich różni się od innych, działających galerii tym, że oficjalność nie niszczy bezpośrednich kontaktów spotkań z ludźmi. Na tym fundamencie można budować szereg innych rzeczy związanych z odczuwaniem i przeżywaniem wartości dla nas bliskich i dla tego środowiska które się wokół nas, przez trzydzieści lat, zgromadziło się i uczestniczy w naszej działalności.
znak zodiaku: Mój znak odbiera się jako osobę złośliwą, pamiętliwa, zjadliwą, nie odpuszczającą innym. Urodziłem się 24 października pod znakiem skorpiona. Powiem szczerze nie wierzę w żadne horoskopy.
stan cywilny: Z małżonką Magdaleną mamy trzech synów: dwudziestoośmioletni Joachim absolwent politologii, dwudziestopięcioletni Mateusz absolwent filozofii i podyplomowego zarządzania kulturą oraz najmłodszy, szesnastoletni Kajetan, którego fascynuje historia.
Najukochańszymi członkami rodziny są dwa jamniki: ruda Mi i czarny Topek.
hobby: To jest pewnie moja skaza, zbieractwo począwszy od kolekcjonowania książek w szczególności albumów poświęconych sztuce i płyt - niestety bywa tak, że z radością przynoszę do domu nową, zakupioną płytę i okazuje się, iż ją już mam. Jazda rowerem bardzo mnie relaksuje.
wady: Mnóstwo moich wad mogłaby wymienić moja małżonka. Bywam złośliwy, impulsywny, chyba jestem cholerykiem a moje hobby bywa zbyt kosztowne. Jestem bardzo łakomy na słodycze.
zalety: Nie bardzo wiem czy je posiadam. Może powiem jakim chciałbym być. Chciałbym być przede wszystkim wyrozumiały i cierpliwy wobec innych, chciałbym umieć znajdować w sobie wystarczającą ilość pokory w ocenianiu i komentowaniu tego, co mi się nie podoba.
w kuchni: Nieraz zastępuję żonę w kuchni. Potrafię przygotować obiad. Moim popisowym daniem są smażone kotlety schabowe. Mam metodę przyrządzenia ich tak, że są soczyste. Przystawkę, zupę i drugie danie najchętniej zamieniłbym na deser począwszy od tortu a skończywszy na lodach.
ideał kobiety: Trudno patrzeć na piękną kobietę która ma straszny charakter. Niestety zbyt często piękne kobiety bywają demonami. Staram się jednak widzieć kobietę taką, że jej uroda jest odzwierciedleniem cech duchowych. Dla mnie bardzo ważna jest łagodność, wyrozumiałość, rodzaj okazywanego ciepła, nie tworzenie jakiś barier z uwagi na poczucie wyższości czy przewagi obojętnie z czego wynikającej. Jeśli chodzi o sam wygląd to zawsze preferowałem blondynki.
w domu Urodziłem się w Bydgoszczy przy ulicy - wtedy Czerwonej Armii - obecnie Marszałka Focha. Moi dziadkowie przyjechali do Bydgoszczy w 1920 oku. Po wielu latach okazało się, że dziadkowie mojego przyjaciela i wspólnika Jana Kaji, także w tym roku osiedlili się w Bydgoszczy i z moimi dziadkami bardzo dobrze się znali a nawet się przyjaźnili.
Dziadkowie mieszkali przy placu Weyssenhoffa w Instytucie Upraw Roślin. To była, w centrum miasta, enklawa odrodzona od świata zewnętrznego, tworząca atmosferę wiejską. Często tam chodziłem po poletkach zbóż, pomidorów, kukurydzy koło stacji meteorologicznej. Tam się odnajdywałem w pełni, tam się czułem szczęśliwy.
średnia szkoła Bardzo sympatycznie wspominam czasy Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy. To był okres gierkowski i jak na warunki socjalizmu rodzice byli dość dobrze sytuowani. Ten czas spędzałem w większości, z poznanym Janem Kają. Było dość mocne poluzowanie sobie dyscypliny, na co bym nigdy nie pozwolił swoim dzieciom. Wtedy pojawiła się niesamowita fascynacja muzyką. Przeżywanie muzyki było tak intensywne, tak skondensowane, że obecnie sam jestem zdziwiony, iż człowiek mógł być tak zafascynowany, przeżywać tak mocno świat dźwięków działający wręcz narkotycznie. Byliśmy hultajami wywołującymi różne ekscesy, ale w granicach normy. Jednak bardzo poważnie, z ogromną determinacją traktowaliśmy zajęcia plastyczne. Po ukończeniu liceum przeżywałem okres buntu, w ogóle nie chciałem słyszeć o studiach. Presja rodziców była na tyle silna, że próbowałem zdać na studia plastyczne UMK w Toruniu. Ku swojemu zadowoleniu przyjąłem negatywny wynik egzaminu. Później w ucieczce przed wojskiem zdałem egzamin na WSP w Bydgoszczy. Potem przez prawie dziesięć lat zastanawiałem się jaki kierunek studiów naprawdę mnie interesuje. Okazało się, że filozofia i teologia, które moim zdaniem są najbardziej statecznym fundamentem dla sztuki.
jestem dumny… To są takie momenty szczególne. Na pewno moment związania się z moją małżonką. To moment jakby opatrzność przydzieliła mi Anioła Stróża mającego wyjątkowo dobroczynny wpływ na moje życie. Moment przyjścia na świat każdego z dzieci. To są przeżycia nie dającesię porównać z niczym innym. W 1986 roku 24 października, w dniu swoich urodzin, przygotowałem swoją wystawę indywidualną i od tego czasu co roku, w dniu moich urodzin, przygotowuję wystaw która jest podsumowanie moich dokonań ostatniego roku. Jest to rodzaj remanentu duchowego i artystycznego.
dedykacja Mojej małżonce dedykuję fragment "Symfonii Leningradzkiej" Szostakowicza. Zwierzenia przy muzyce notował RYSZARD JASIŃSKI zapraszając jednocześnie do słuchania wywiadów wraz z muzyką w programach nocnych (z wtorku na środę) między północą a 01.00.
|
wstecz
|
|
|
 |
|
|
 |
|