|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Andrzej Zybertowicz |
|
2006-07-24
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -
między 23.00 a godziną 01.00, jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką... z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami... Po północy nadchodzi najlepsza pora na zwierzenia przy muzyce...
W nocy z 18/19 lipca gościem w studio Radia PiK był:
Prof. ANDRZEJ ZYBERTOWICZ
ceniony socjolog i komentator wydarzeń politycznych.
znak zodiaku: Nie lubię tego pytania. Jak studenci mnie o to pytają, to ich wyśmiewam. Oczywiście ta informacja nie ulega utajnieniu, urodziłem się pod znakiem wagi. Dyskusja o charakterze człowieka, przez pryzmat znaku zodiaku, jest intelektualnie jałowa, wręcz tandetna.
stan cywilny: Żonaty. Z żoną Katarzyną mamy dwuletniego synka Jana Kajetana.
hobby: Mój zawód i moje życie jest hobby. Od momentu, kiedy poszedłem na studia, robię to co lubię. Przyswajam wiedzę, próbuję zrozumieć niezrozumiałe, poznaje nowych ludzi. To jest fascynujące.
wady: Jest ich ogromna ilość. Nie mam dostatecznej dozy dyplomacji, gdy trzeba załatwiać różne sprawy ludzkie co powoduje, że w swojej funkcji dyrektora Instytutu Socjologii, już dziewiąty rok często nie jestem tak owocny w działaniach jak powinienem. zalety: Czasami myślę o sobie, że jestem komandosem intelektualnym. Kiedy komandosa wojennego się obudzi w środku nocy, jest natychmiast gotowy do działania. Często jestem nękany telefonami dziennikarzy, o różnych porach, z prośbą o jakiś komentarz i sam się dziwię jak pod wpływem tego impulsu mówię coś, co wydaje się mieć ręce i nogi.
w domu Urodziłem się w Bydgoszczy. Od piątego roku życia aż do matury mieszkałem przy ulicy Toruńskiej 128. Znajomych mieszkańców tego domu serdecznie pozdrawiam. Każde wakacje spędzałem u dziadków w Katowicach. Dziadek był dyrektorem firmy Biuro Zbytu Drewna, posiadał służbowy samochód, którym zabierał mnie podczas godzin pracy. Nie pamiętam konkretnych marzeń z dzieciństwa, ale dziwne zjawisko dziś zwraca moją uwagę, że wtedy wcześniej szedłem do łóżka, żeby pomarzyć przed snem. Gdzieś po trzydziestce zauważyłem, że już przed snem nie marzę.
Jak świat stał się dla dorosłego człowieka, a zwłaszcza dla badacza, jakim jest socjolog, przejrzysty, w pewnym sensie odczarowany, to marzenia wydawać się mogą zbyt złudne. Myślę, że dzisiaj raczej pragnę niż marzę.
w średniej szkole To było Liceum Ogólnokształcące przy ul. Toruńskiej, niedaleko stacji benzynowej, chyba nr V. Byłem niezłym uczniem, myślę w górnej strefie stanów średnich. Bardzo lubiłem historię i przedmiot wiedzy o społeczeństwie. Nie bywałem na modnych wtedy prywatkach, nie byłem prywatkowiczem. Na studniówkę wybrałem się z moją sympatią Danusią. studia Początkowo kusiło mnie, żeby pójść na Wydział Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, ale kiedy dowiedziałem się, że jest około czternastu kandydatów na jedno miejsce, wybrałem studia historyczne Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Kiedy byłem na pierwszym roku studiów, mój ulubiony wujek spytał mnie kim chcę być, odpowiedziałem, że intelektualistą. Mieszkałem w pokoju z kolegą Grzesiem Dominiakiem, który przynosił ambitne książki z filozofii i metodologii historii. To on mnie zainfekował metodologią, filozofią i pograniczem tych spraw. Uświadomiłem sobie, że trzeba przenieść się na Uniwersytet Poznański gdzie wykładał najsłynniejszy i najwybitniejszy metodolog polski, prof. Jerzy Topolski. Magisterium kończyłem w Poznaniu.
Z rzeczy, które są bardziej barwne, to w roku 76 zorganizowałem cykl spotkań z wybitnym i tragicznym poetą Edwardem Stachurą. Zdobyłem jego adres i z Bydgoszczy pojechałem rowerem do Warszawy, nocując u przyjaciela w Sierpcu.
Dotarłem na warszawską Pragę, gdzie mieszkał poeta. Około godz.11.00 obudziłem go. Zaczął jeść śniadanie w postaci pączka. Zaproponowałem mu pięć spotkań w klubach poznańskich. Wyraził zgodę i zaplanowane imprezy doszły do skutku. To był taki okres na studiach, że wybierałem się rowerem do Gdańska, na Kaszuby. Mój rekord dzienny wynosi około dwustu kilometrów.
jestem dumny… Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy tuż po narodzeniu, trzymałem na rękach mojego drugiego, nowonarodzonego synka. Byłem przy jego narodzinach.
Moją satysfakcją jest to, że wydana w 1993 moja książka "W uścisku tajnych służb, upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy", przez lata krytykowana, ośmieszana, lekceważona, trafnie uchwyciła to co się w Polsce przez najbliższych kilkanaście lat miało dziać.
Dziś wielu prześmiewców przyznaje mi rację. To jest trochę gorzka satysfakcja, bo ja tam przewidziałem, że patologie będą narastały i narastają.
kabaret Boleję na tym, że nikomu się nie chce przyłożyć do tego, by zrobić porządną obróbkę komputerową Kabaretu Starszych Panów. Bardziej lubię teksty satyryczne niż piosenki kabaretowe. W pewnym sensie mam naturę kabareciarza.
Gdybym nie robił za profesora, to chętnie robiłbym za kabareciarza. Jeśli w okolicy można byłoby założyć kabaret, gdzie profesorowie błaznują, to chętnie bym tam wpadł trochę popsocić.
W czasach studenckich wielkie wrażenie wywarł na mnie występ kabaretu "Salon niezależnych".
dedykacja Chciałbym zadedykować mojemu pierwszemu synowi, który ma na imię Andrzej tak jak ja, życzenia wszystkiego, czego pragnie i piosenkę Chrisa Rea "Auberge". Kiedyś - mimo, że piosenka nosi tytuł "Oberża", zmienił ją na obręcz. Jego taks zaczynał się: "obręcz tego świata uciska mnie".
Zwierzenia przy muzyce notował RYSZARD JASIŃSKI zapraszając jednocześnie do słuchania wywiadów wraz z muzyką w programach nocnych (z wtorku na środę) między 23.00 a 01.00
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|