|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Archiwum |
|
|
|
Jerzy Skoczylas |
|
2006-07-04
|
Co tydzień - w nocy z wtorku na środę -
między 23.00 a godziną 01.00, jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką... z niecodziennymi gośćmi... niecodziennymi tematami... Po północy nadchodzi najlepsza pora na zwierzenia przy muzyce...
W nocy z 27/28 czerwca gościem w studio Radia PiK był:
JERZY SKOCZYLAS
satyryk, dziennikarz, konferansjer, jeden z filarów radiowego "Studia 202" i kabaretu ELITA.
proces twórczy Może trochę uchylę rąbka warsztatu twórczego, ale mam wielki sentyment do czasów, kiedy z Jankiem Kaczmarkiem pisaliśmy piosenki kabaretowe. Siadaliśmy razem, raz u Janka i raz u mnie, w odległościach tygodniowych, kupowaliśmy butelkę napoju i sącząc ją bardzo ostrożnie pisaliśmy takie piosenki jak: "Do serca przytul psa", "Nie odlecimy do ciepłych krajów" czy "Zimowy romans".
znak zodiaku: Nie należę do ludzi łatwych w pożyciu. Jestem zodiakalnym rakiem.
stan cywilny: To jest chyba pewnym ewenementem, w tym zawodzie i w tym fachu, że jest to ta sama żona od trzydziestu, żebym nie skłamał, trzech lat. Dzięki Bogu żona Kasia nie jest artystką. Ukończyła studia politechniczne, zrobiła doktorat, była naukowcem, żeby po pewnym czasie zupełnie zmienić profesję. Prowadzi salon kosmetyczny z tytułem doktora nauk technicznych. Mamy syna Jakuba, który od tego poniedziałku jest magistrem prawa.
hobby: Nie mam czasu na jakieś konkretne hobby. Wszelkie stresy i napięcia odreagowuję pedałując na rowerze.
wady: Od czasu do czasu popadam w lenistwo. Zgodnie z zodiakalnym rakiem mam trudny charakter. Często bywam niezadowolony z wielu rzeczy.
zalety: Zostałem postawiony w kłopotliwej sytuacji. Posiadam rzadką obecnie zaletę. Jestem bardzo punktualny. Kiedy spóźnię się kilka minut, autentycznie cierpię, jest mi wewnętrznie przykro. Lubię majsterkować, lubię oddawać się pracom domowym.
w domu Urodziłem się w Olkuszu. W domu, od zawsze, stał duży fortepian znakomitej marki Bech-Stein. Na nim pogrywali, wprawdzie amatorsko, prawie wszyscy członkowie rodziny. Siostrę i mnie, przez jakiś czas, uczyła pani gry na tym instrumencie. Tylko wujek Zygmunt potrafił grać koncertowo.
Było zwyczajem, przy wszelkiego rodzaju uroczystościach rodzinnych typu: imieniny, urodziny, święta, pogrzeb, ślub, zawsze były wspólne śpiewy, przy fortepianie.
We wczesnej młodości miałem jedno wielki marzenie, żeby zostać furmanem. W domu zrobiłem sobie takie stanowisko: specjalne krzesełeczko, lejce z dwóch pasków od spodni i bat, którym powoziłem. Z tego wynika, że nie miałem wygórowanych ambicji. Miałem też wtedy kilka niepowodzeń. W wieku ośmiu lat wybiłem sobie zęby, żeby krótko po tym wylać zawartość całego kałamarza z atramentem na sukienkę do pierwszej komunii mojej siostry. Nie było to złośliwe tylko miałem pechowy okres.
średnia szkoła Uczęszczałem do Liceum Ogólnokształcące im. Kazimierza Wielkiego w Olkuszu. To był nie tylko kolejny etap zdobywania wiedzy, ale jeden z najpiękniejszych okresów mojego życia. Już w drugiej klasie stworzyliśmy zespół big beatowy, nomen omen "Maturzyści", żeby postawić grono profesorskie przed faktem dokonanym. Grałem na gitarze solowej i śpiewałem. Powodzenie u dziewcząt było ogromne. Gitarę skonstruowałem własnoręcznie z deski do prasowania. Mieliśmy wiele występów, głównie na akademiach z najróżniejszych okazji. Można było się wtedy zwalniać z lekcji, pod pozorem prób. Oczywiście, życie towarzyskie kwitło na prywatkach. Mój kolega - Józek Chojnacki, miał wujka w Londynie i tenże wujek przysłał mu cztery single Beatlesów. Słuchaliśmy nieustannie tych płyt na adapterze Bambino do czasu, kiedy zniknęły już rowki na płytach. Przeżywałem wtedy wielką miłość. Byłem zakochany w szatynce Basi - po uszy i troszkę nawet wyżej.
studia Bez żadnej protekcji, bez układów, zdałem wstępne egzaminy i rozpocząłem studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Wrocławskiej. Początkowo byłem zagubiony, przyjeżdżając z prowincji do wielkiego miasta. Trwało to jednak niedługo.
Mieszkałem przez całe studia w akademiku. Podczas drugiego roku przypadkowo poznałem szczupłego studenta, osiągającego znakomite wyniki w biegach sprinterskich - Tadeusza Drozdę. Na jednym z rajdów studenckich spotkałem, już uznanego barda naszej politechniki, Janka Kaczmarka. Tadek Droza, będąc bardzo przedsiębiorczym człowiekiem, stworzył zalążki kabaretu. Tuż po jednym występie, kiedy mieliśmy otrzymać honorarium, księgowy spytał jaka jest nazwa zespołu, bo miał taką rubrykę w umowie. Tadziu bez namysłu odparł - ELITA. Ta nazwa, jak wiadomo jest do dzisiaj.
Podczas Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu duży sukces odniosła nasza piosenka "Kurna chata". Zwrócił na nas uwagę Jacek Janczarski i zaproponował pracę w radiowym Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym, który wtedy był audycją kultową. Co niedzielę o godz. 10.00 cała studencka Polska słuchała trójki. Myśmy mieli blok - "Magazynek kabaretu Elita".
Wychodzi na to, że podczas studiów zdobyłem zawód magistra inżyniera elektryka, artysty kabaretowego – satyryka i dziennikarza radiowego.
jestem dumny… Największą satysfakcję sprawia mi napisanie czegoś fajnego jak tekstu, skeczu czy tekstu piosenki. To daje mi większą przyjemność niż owacyjne przyjęcie publiczności podczas występu. Lubię także wysłuchać moich tekstów wykonywanych przez innych wykonawców.
W życiu prywatnym jestem bardzo dumny z mojej rodziny, wspaniałej żony, tolerującej mój marynarski tryb życia i świeżo upieczonego prawnika, mojego syna.
dedykacja Będą dwie dedykacje: pierwsza mojemu synowi - Jakubowi, mojej dumie dedykuję Marka Grechutę i piosenkę "Jak obłok". Druga czytelnikom Expressu Bydgoskiego i radiosłuchaczom Polskiego Radia PiK dedykuję piosenkę, którą napisałem z Jankiem Kaczmarkiem, "Nie odlecimy do ciepłych krajów".
Zwierzenia przy muzyce notował RYSZARD JASIŃSKI zapraszając jednocześnie do słuchania wywiadów wraz z muzyką w programach nocnych (z wtorku na środę) między 23.00 a 01.00
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|