Antarktyda topi się w zastraszającym tempie! Takie wnioski płyną z ostatnich badań przeprowadzonych przez NASA. Z istnieniem efektu cieplarnianego godzi się coraz więcej uczonych. Uczeni – aby się godzić z czymkolwiek – muszą mieć dowody. I takich właśnie dostarcza zespół naukowców z NASA, którzy przeprowadzili drobiazgową analizę topnienia śniegu na Antarktydzie. Ogólnie biorąc – Antarktyda jest „lodówką” naszej planety: gromadzi największe zapasy zmrożonej słodkiej wody i panują tam najniższe temperatury na Ziemi. Tamtejsze lato jest krótkie i obejmuje w zasadzie tylko wybrzeża kontynentu, od których odrywają się czasem góry lodowe podążające w kierunku cieplejszych oceanów. Najwyższa temperatura zanotowana na Antarktydzie wynosi zaledwie +14,6 ˚C. Teoretycznie nic nie powinno zagrażać lodowcom. Tymczasem w styczniu (lato na półkuli południowej) 2005 roku potężne połacie zachodniej Antarktydy stopniały. Był to pierwszy przypadek topnienia antarktycznego śniegu dostrzegalny z orbity (za pomocą satelity QuikScat służącego do śledzenia przyrostu lub ubytków lodu, także na Grenlandii) i zarazem najbardziej znaczące zniknięcie pokrywy śnieżnej od 30 lat. Gdyby połączyć wszystkie miejsca, z których zniknął śnieg, dałoby to obszar równy powierzchni Kalifornii! Sensacyjnie brzmią doniesienia, że śnieg na Antarktydzie topi się nie tylko na wybrzeżach, lecz we wnętrzu kontynentu – nawet zaledwie 500 km od Bieguna Południowego, na wysokości 2000 metrów nad poziomem morza! Tam nigdy termometry nie wspinały się powyżej zera, tymczasem latem 2005 roku przez tydzień słupek rtęci wskazywał +5 ˚C. To wystarczyło, aby śnieg znacząco się stopił. Jak satelita QuikScat wypatrzył to zjawisko? Na jego pokładzie znajduje się radar, który wysyła impulsy odbijające się od powierzchni i powracające na orbitę. Wysyłany sygnał inaczej reaguje na śnieżny puch, inaczej też na pokrywę lodową. Kiedy śnieg topnieje, a mróz w końcu powraca, to woda zamienia się w skorupę lodu. W ten sposób QuikScat odkrył zniknięcie śniegu na sporych obszarach Antarktydy. Urządzenia naziemne potwierdziły rewelacje z orbity. Wprawdzie śnieg stopniał całkiem zauważalnie, to nie doszło jeszcze to utworzenia okresowych rzek, którymi woda z wnętrza Antarktydy popłynęłaby do oceanów. Po prostu – wsiąkła w lodowe doły i szczeliny. Na razie… Uczeni symulują m.in. model, w ramach którego woda z topniejącego śniegu podskórnie gromadzi się pod ogromnymi lodowcami, a następnie unosi je w kierunku oceanów. W ten sposób można „wynieść” cały lód z Antarktydy w stosunkowo krótkim czasie. A skutki tego są trudne do przewidzenia…
|