|
 |
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
 |
 |
 |
|
 |
|
 |
Z kraju i regionu |
 |
|
 |
Doniesienie na załogę Jaka-40 w prokuraturze |
 |
2011-02-25
|
Wojskowa prokuratura zbada doniesienie dowódcy lotnictwa na załogę Jaka-40, która lądując 10 kwietnia ub.r. w Smoleńsku mogła popełnić przestępstwo. Eksperci rozważają, czy to wykroczenie dyscyplinarne, czy występek karny.
Zawiadomienie do prokuratury wojskowej złożył dowódca Sił Powietrznych gen. Lech Majewski. Jak mówił rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa, powołał się on na wyniki prac wojskowego zespołu badającego "incydent lotniczy" lądowania Jaka-40 w Smoleńsku 10 kwietnia.
Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie wylądował w Smoleńsku na kilkadziesiąt minut przed katastrofą polskiego Tu-154M. W chwili lądowania warunki na lotnisku były już bardzo trudne. Stenogramy rozmów świadczą, że kontrolerzy nie widzieli samolotu i zamierzali go skierować na drugi krąg. Gdy wylądował, wyczyn pilota skwitowali krótko: "zuch" - wynika ze stenogramów opublikowanych przez MAK.
Polska wojskowa komisja badająca incydent ustaliła, że załoga "wykonała lądowanie w warunkach atmosferycznych poniżej minimalnych, do których była wyszkolona, czym mogła naruszyć przepisy wykonywania lotów" - poinformował płk Rzepa i dodał, że zawiadomienie zostanie poddane analizie prokuratorów wojskowych i zapadnie decyzja, czy wszcząć śledztwo, czy też tego odmówić.
Sztab Generalny WP podał, że odrzucono odwołanie od ustaleń komisji Sił Powietrznych, złożone przez załogę Jaka-40. Komisja uznała pod koniec stycznia, że piloci naruszyli regulamin lotniczy, schodząc poniżej minimalnej wysokości określonej dla tego lotniska. Zawiadomienie do prokuratury to konsekwencja odrzucenia odwołania załogi Jaka-40.
Skutkiem zakończenia procedury odwoławczej - zgodnie z ustawą o dyscyplinie wojskowej - będzie też wznowienie postępowania dyscyplinarnego wobec załogi; decyzje należą do przełożonego pilotów i są niezależne od śledztwa.
Jak mówił PAP redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski" Grzegorz Sobczak, w środowisku związanym z lotnictwem dyskutowano o lądowaniu Jaka-40 w Smoleńsku i zgodna była opinia, że sprawa musi być wyjaśniona, ale nie ma zgody co do tego, czy i jakie konsekwencje powinni ponieść piloci - karne lub dyscyplinarne. Przypomniał, że załoga Jaka na swoją obronę mówiła o niesprawnej radiostacji utrudniającej jej kontakt z wieżą w Smoleńsku.
Zawiadomienie to sygnał dla załóg, dowódców i dysponentów lotów – ocenił w rozmowie z PAP były pilot wojskowy, który przypomina, że do tej pory nie było wiele takich zawiadomień - choć były naruszenia regulaminu. "Należy to traktować także jako przypomnienie, że posiadany stopień, pełniona funkcja nikogo nie uprawniają do łamania przepisów bezpieczeństwa; to bodziec, by pamiętać o odpowiedzialności za podwładnych i o tym, że to nie prywatny folwark" – dodał.
Nie milkną też echa czwartkowej informacji, że prokuratorzy posiadają nagranie z kamery przemysłowej z lotniska Okęcie z 10 kwietnia 2010 r., na którym ma być widać emocjonalną rozmowę Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika z dowódcą załogi tupolewa kpt. Arkadiuszem Protasiukiem przed wylotem do Smoleńska.
Według płk. Rzepy, nagranie (zawierające tylko obraz) udostępniono komisji Jerzego Millera badającej kwietniową katastrofę i prokuratorzy jeszcze nie przebadali tego nagrania. Według TVN24, dowódca załogi miał sprzeciwiać się wylotowi w sytuacji, gdy dysponował tylko prognozą, a nie potwierdzonym stanem pogody na lotnisku w Smoleńsku.
O tym nagraniu wiemy od miesiąca - ujawnił mec. Andrzej Werniewicz, pełnomocnik wdów po pilotach. Potwierdza to prawnik wdowy po gen. Błasiku, mec. Bartosz Kownacki, który zarazem zaprzecza, by doszło tam do jakiejkolwiek kłótni - tym bardziej mającej wpływ na przebieg lotu. "Z obrazu wynika, że rozmowa była emocjonalna" - mówi zaś Werniewicz, odmawiając ujawnienia innych szczegółów sprawy i powołując się na obowiązek zachowania tajemnicy śledztwa. "Naszym zdaniem, nacisk na pilotów ze strony generała Błasika był" - powiedział jedynie. Taki nacisk wyklucza mec. Kownacki.
Premier Donald Tusk odmówił komentowania tych doniesień, zanim nie nie otrzyma raportu komisji Millera. "Nie chcę dołączyć do chóru tych, którzy znają się na wszystkim i każdego dnia mają coś do powiedzenia w sprawie katastrofy smoleńskiej" - mówił premier.
Także w piątek NPW poinformowała, że dotychczas prokuratura wojskowa dokonała już 25 wyłączeń wątków ze śledztwa smoleńskiego dotyczących "przecieków" i ujawnienia materiałów z tego postępowania. Podkreślił jednocześnie, że "brak jest jakichkolwiek podstaw do pomawiania prokuratury wojskowej, zwłaszcza w odniesieniu do jej działania w przypadkach zaistnienia tzw. +przecieków+".
Zdecydowana większość spraw "przecieków" do mediów informacji ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Wszystkie śledztwa toczą się "w sprawie", a nie przeciwko komukolwiek. Podstawą tych śledztw jest artykuł Kodeksu karnego, który za "rozpowszechnianie publiczne bez zezwolenia prokuratora wiadomości z postępowania przygotowawczego zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym" przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności albo do 2 lat więzienia. (PAP)
|
wstecz
|
|
|
 |
|
|
 |
|