|
|
W chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi informacjami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Z kraju i regionu |
|
|
|
Prokuratorzy rosyjscy za miesiąc w Polsce |
|
2010-09-12
|
W październiku do Polski przyjadą rosyjscy prokuratorzy, z którymi współpracujemy w śledztwie smoleńskim, a być może jeszcze we wrześniu do Smoleńska pojedzie grupa polskich archeologów - ujawnił w wywiadzie dla PAP prokurator generalny Andrzej Seremet.
PAP: Jak się dziś układa współpraca polskiej i rosyjskiej prokuratury w wyjaśnianiu katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem?
Andrzej Seremet: Zawsze uważałem, że współpraca w zasadzie przebiega pozytywnie. Niepokojące sygnały były w czerwcu - wtedy uważałem, że dokumenty, o które zwracaliśmy się we wnioskach do strony rosyjskiej, powinny były już nadejść, a nie nadchodziły. I to budziło pewien mój niepokój - o ile nie jest to za duże słowo. Wykorzystując najróżniejsze kanały - i formalne i nieformalne - uzyskaliśmy kolejną partię materiałów. Dziś wiem, że jest już szykowana kolejna transza dokumentów dla strony polskiej. Oczekuję, że niebawem nadejdzie.
PAP: Znamy jakiś termin?
A.S.: Nie chciałbym go teraz podawać, natomiast przy tej okazji powiem, że czynione są zabiegi związane z wizytą w Polsce prokuratorów Prokuratury Generalnej Federacji Rosji. Sądzę, że dojdzie do niej jeszcze w październiku. Będzie to okazja do podpisania memorandum o współpracy. Cały proces został zainicjowany w trakcie mojej wizyty w Moskwie 6 maja. Liczę, że memorandum zostanie podpisane i że przyczyni się do polepszenia, przyśpieszenia naszej współpracy i że ta wizyta będzie też okazją do przedstawienia stronie rosyjskiej naszych oczekiwań, a także oczekiwań strony rosyjskiej wobec nas.
Dosłownie "na dniach" zostanie z Polski wyekspediowana partia materiałów, która będzie wykonaniem rosyjskiego wniosku o pomoc prawną. Jest ona w obróbce czysto administracyjno-technicznej, czynności merytoryczne zostały już zakończone.
PAP: Nawiązując do dokumentów, które mamy otrzymać z Rosji: niedawno wiceszef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Zbigniew Woźniak informował, że Polska zwróciła się z wnioskiem o pomoc prawną, który - jeśli w całości zostanie wykonany - mógłby skutkować "decyzjami procesowymi" w polskim śledztwie. Czy to o ten wniosek chodzi?
A.S.: Przede wszystkim mamy otrzymać dokumentację z sekcji zwłok. Ze względów procesowych, jak i przede wszystkim ze względu na okoliczności towarzyszące temu śledztwu - a mówiąc wprost, ze względu na oczekiwania rodzin niektórych ofiar - jest to materiał o charakterze delikatnym, a przy tym znaczącym.
PAP: Czy Pana zdaniem, dzięki dokumentom z sekcji będziemy mogli przestać rozmawiać o postulatach, jakie czasem płyną ze strony niektórych rodzin - ekshumacji ciał?
A.S.: Trudno powiedzieć. Wiem o co najmniej jednym takim wniosku. Prokurator podejmie decyzję po otrzymaniu z Rosji tych materiałów i rozważeniu zasadności wniosku. Mam nadzieję, że dokumentacja będzie na tyle jednoznaczna, że rozwieje wątpliwości formułowane przez niektórych pokrzywdzonych.
Ujawnię też w tym miejscu, że dobiegają końca prace związane z wysłaniem do Smoleńska grupy archeologów. Wiem, że jest już zgoda strony rosyjskiej, żeby ci archeologowie znaleźli się na miejscu katastrofy jako specjaliści - w ramach oględzin dokonywanych w obecności rosyjskich prokuratorów wojskowych, przy udziale prokuratorów polskich. Jeżeli aura pozwoli - a taką mam nadzieję - w stosunkowo krótkim okresie czasu grupa archeologów powinna się tam znaleźć.
PAP: Jeszcze we wrześniu?
A.S.: Jeśli względy organizacyjne na to pozwolą, być może jeszcze we wrześniu.
PAP: Wiemy od pewnego czasu, że najbardziej zaawansowany z wątków badanych w polskim śledztwie smoleńskim, jest ten dotyczący organizacji wylotu do Katynia 10 kwietnia. Czy w Pana przekonaniu jest to wątek, który może pozwolić na postawienie komukolwiek zarzutów w tej sprawie?
A.S.: Pozostanę przy formule, której kiedyś już użyłem: nie wykluczam takich zarzutów. Według mojej wiedzy o stanie dowodów w tej sprawie, rzeczywiście prokuratorzy tego nie wykluczają. I na tym na razie poprzestanę.
PAP: A w jakim punkcie jest to śledztwo?
A.S.: Prokuratorzy przesłuchali już ponad 300 świadków. Są już 62 tomy akt. Polscy eksperci przebadali rejestrator lotu ATM, jedyny rodzimej produkcji. Sam rejestrator jest w dyspozycji MAK, ale prokuratura dysponuje zgraną kopią z zapisów tego rejestratora - sam przedmiot nie jest w tej chwili nieodzowny.
Nawiązując do różnych postulatów pod adresem prokuratury - przypomnę, że trzeba sobie uświadomić, że tego rodzaju przedmioty, które stanowią dowód rzeczowy albo przedmioty badań MAK, nie są jeszcze w zasięgu prokuratury polskiej. Nadzieją napawa to, że ostatnio oznajmiono oficjalnie, iż prace MAK dobiegają końca i że raport w ciągu dwóch miesięcy będzie opracowany. Musimy dodać jeszcze 60-dniowy termin na ewentualne wniesienie zastrzeżeń przez polskiego przedstawiciela akredytowanego przy MAK (Edmunda Klicha - PAP). Zapewne potem - nie wyobrażam sobie innego modelu procedowania - także prokuratura otrzyma dowody rzeczowe do wykorzystania procesowego.
PAP: Jak Pan się odnosi do pojawiających się czasem wątpliwości co do podstaw prawnych, na jakich katastrofę bada MAK oraz polska i rosyjska prokuratura?
A.S.: Mamy świadomość, że dochodzenia MAK i polskiej komisji badania wypadków lotniczych, mają za zadanie wskazać przyczyny katastrofy, a nie szukać winnych - czym zajmują się prokuratury...
PAP: Taki jest międzynarodowy standard - najpierw przyczyny, potem wskazywanie winnych...
A.S.: To prawda. I chcę w tym miejscu powiedzieć coś, co może nie jest rolą prokuratury ani prokuratora generalnego, bo dotyczy wskazywania określonych dróg rozwiązań prawnych. Prokuratura - mimo zgłaszanych wątpliwości - jest zdecydowana bronić swego poglądu, że nie można było inaczej prowadzić tego śledztwa niż właśnie w taki sposób - czyli dwutorowo, po polskiej i rosyjskiej stronie. Mam na myśli podstawę prawną nie śledztwa, lecz badań komisji, tj. MAK i KBWLP w Polsce, czyli słynny już załącznik 13. konwencji chicagowskiej. Konstrukcja tej konwencji wskazuje na zasadę, że katastrofę badają dwa państwa bezpośrednio zainteresowane sprawą: państwo miejsca zdarzenia i państwa "operatora", czyli właściciela samolotu. Co do zasady, inne strony-sygnatariusze konwencji nie uczestniczą w badaniu.
Myślę, że wobec wątpliwości podnoszonych w tej konkretnej sprawie - a nie da się wykluczyć, że i w przyszłości takie wystąpią - trzeba wziąć pod uwagę możliwe rozbieżności stanowisk i interesów, oczywiste w społeczności międzynarodowej. Może byłoby godne rozważenia, żeby uzupełnić konwencję chicagowską przez powołanie stałego zespołu badawczego, do którego wchodziliby przedstawiciele wszystkich państw sygnatariuszy?
PAP: Taki jeszcze bardziej międzynarodowy MAK?
A.S.: Właśnie. To taka myśl, idea. Ten zespół mógłby być ciałem stałym, istniałby cały czas, ale aktywowałby się z chwilą zaistnienia jakiejś katastrofy na terenie państwa-sygnatariusza.
PAP: Mówi Pan to na podstawie swoich doświadczeń współpracy z MAK?
A.S.: Nie. Prezentuję ten pomysł w odniesieniu do tych poglądów, które dążą do umiędzynarodowienia tych dochodzeń, wyrażając pewne nieufne stanowisko wobec państwa badającego katastrofę.
PAP: I nie jest to rodzaj wotum nieufności wobec MAK czy polskiej komisji?
A.S.: Absolutnie nie. Chodzi mi o jakieś rozwiązania dla przyszłości. Być może byłoby to właściwe, bo wyobraźmy sobie np. katastrofę na terenie państwa, które jest w stanie napiętych relacji z państwem - właścicielem samolotu. Te animozje mogą przecież rzutować na wyjaśnienie katastrofy. To taka ogólna idea, bez żadnego odniesienia do obecnego śledztwa, jego zakresu czy sposobu prowadzenia.
PAP: Poselski zespół pod kierunkiem Antoniego Macierewicza ogłosił niedawno, że chciałby przeniesienia śledztwa z prokuratury wojskowej do powszechnej, wobec ograniczonego zaufania do tej ostatniej. Czy to jest możliwe i czy to jest potrzebne?
A.S.: Na razie nie jest możliwe, bo nie wyłoniły się podstawy prawne, które dawałyby taki powód. Być może stanie się to możliwe i konieczne, gdy z wątku dotyczącego organizacyjnej strony lotu wyłoni się taka sytuacja, że trzeba będzie postawić zarzuty osobom cywilnym, spoza wojska. Takie okoliczności stanowiłyby podstawę do przekazania części sprawy prokuraturze powszechnej. Wtedy nastąpi wyłączenie akt z prokuratury wojskowej.
O ile dobrze pamiętam stanowisko pana posła Macierewicza, to jego nieufność do prokuratury wojskowej wynikała nie tyle ex definitione z faktu, że sprawą zajmuje się prokuratura wojskowa, co z tego, że według niego prokuratura wojskowa nie ma wystarczającego doświadczenia w badaniu katastrof lotniczych. Mnie się wydaje, że akurat wojskowa prokuratura takie doświadczenie ma, bo bada np. katastrofę samolotu CASA i najlepiej zna procedury wojskowe, zatem to nie był najgorszy "wybór" i nie ma powodu, by wyrażać tu jakieś zastrzeżenia - pomijając oczywiście to, że taki przydział wynika z przepisów.
Rozmawiał: Wojciech Tumidalski (PAP)
|
wstecz
|
|
|
|
|
|
|
|